Czy jutrzejsze spotkanie na Vicente Calderón można nazwać meczem o honor? Wprawdzie do rozstrzygnięcia walki o mistrzostwo ligi hiszpańskiej jeszcze daleko, lecz spotkanie z Atlético to zawsze batalia o coś więcej niż tylko 3 punkty. Chodzi o panowanie w Madrycie, o prestiż, zaś tym razem również o uniknięcie wstydliwego dla Królewskich rekordu lokalnego rywala – Rojiblancos jeszcze nigdy w jednym sezonie nie mieli z Realem passy 6 meczów bez porażki (a przecież nie tak dawno regularnie przegrywali przez 14 lat z rzędu!). Tymczasem w ostatnich 5 potyczkach Atlético 3 razy wygrało i 2 razy zremisowało, wystarczy im więc remis, by ów rekord ustanowić. W obecnej sytuacji kadrowej graczy Ancelottiego wydaje się, że to wcale nie byłby zły wynik, chociaż oczywiście nikt tego otwarcie nie przyzna, bo Los Blancos zawsze walczą o zwycięstwo i zawsze są faworytem. Również w spotkaniu na terenie przeciwnika. Tym razem jednak stawka jest wyjątkowa – chodzi o morale drużyny. Po prostu nie wypada ciągle dostawać łupnia od ekipy zbudowanej za kilkukrotnie mniejsze pieniądze i złożonej ze znacznie mniej znanych zawodników.
Wygrana z Sevillą po meczu, w którym Real miał sporo szczęścia, że rywale nie potrafili skutecznie wykończyć wielu stworzonych sytuacji, została okupiona ważnymi stratami kadrowymi – kontuzją Ramosa i Jamesa. O ile Sergio powróci za 5 lub 6 tygodni, o tyle James ze złamaną kością śródstopia będzie pauzował znacznie dłużej. Jak fundamentalny to zawodnik dla środka polu Los Blancos, nikogo nie trzeba przekonywać, jego bramki i asysty najlepiej tego dowodzą. Jeśli dodamy wcześniejsze kontuzje Modricia i Pepe oraz żółtą kartkę dla najbardziej ofensywnego z obrońców Marcelo, która eliminuje go z jutrzejszego spotkania, otrzymamy obraz drużyny pozbawionej 5 podstawowych zawodników. W tak okrojonym zestawieniu Real wyrusza na do walki z najtrudniejszym ligowym rywalem. Jedyna pomyślna wiadomość to powrót do składu (i miejmy nadzieję formy) Cristiano Ronaldo, który wczoraj obchodził swoje 30-te urodziny. Nie może sobie sprawić lepszego prezentu niż strzelenie zwycięskiej bramki na Calderón (chyba że nowy dom w centrum Lizbony, który właśnie kupił, ale jedno nie wyklucza drugiego).
Przy okazji plagi kontuzji na forach dyskusyjnych fanów Realu powróciła dyskusja, czy tego można było uniknąć i jak dużą winę ponosi trener, który jak ognia unika rotacji, gra jednym składem i doprowadza do przeciążenia organizmów piłkarzy. Jakkolwiek trudno winić Włocha za złamanie kości Jamesa, o tyle można dyskutować, jeśli chodzi o uraz mięśniowy Ramosa, zaś kartka Marcelo to już zdecydowanie jego niedopatrzenie. Nie wystawia się zawodnika zagrożonego zawieszeniem przed tak ważnym spotkaniem. Ancelotti wciąż wygłasza oklepane frazesy i bagatelizuje problem zmienników, a przecież chodzi też o ich motywację (którą skutecznie niszczą wypowiedzi w stylu, że trio BBC zawsze będzie grać w wyjściowej jedenastce – zawsze, czyli bez względu na formę) oraz utrzymanie odpowiedniej formy, o którą trudno bez możliwości zgrania się z resztą zawodników w prawdziwym meczu. Carlo chyba jako jedyny nie dostrzega zmęczenia swoich zawodników, albo po prostu z przyczyn politycznych nie chce tego otwarcie przyznać. W końcu odpowiednie przygotowanie fizyczne kadry to też jego odpowiedzialność, a na tym etapie sezonu nikt nie powinien być wyczerpany, zresztą podobnych oznak nie wykazuje konkurencja. Tak czy inaczej konserwatywny Carletto tym razem nie uniknie zmian i trzeba wierzyć, że niedoceniani przezeń gracze pokażą się z najlepszej strony. Eksperymentalnie zestawiona obrona (Varane + Nacho) z Sevillą spisała się całkiem nieźle, zaś współpraca szybkiego Jesé z Isco momentami wyglądała naprawdę obiecująco. A przecież w odwodzie jest jeszcze Lucas Silva, który z pewnością będzie lepszy niż drewniany duet Khedira – Illarra. Pewne jest jedno – jutro nie wolno grać na pół gwizdka, trzeba biegać i naciskać przez pełne 90 minut. Bez tego trudno będzie osiągnąć dobry wynik. Kochamy futbol za to, że jest nieprzewidywalny – miesiąc temu Real w pełnym składzie uległ osłabionemu Atlético, może więc teraz będzie odwrotnie?