REAL-SOCIEDAD 4-1 Golazo Benzemy i udany rewanż na Bernabeu

Real Madryt Sciedad 4-1 liga hiszpańska 2014/2015   Po katastrofalnym występie w Kordobie Real Madryt dostał szansę rehabilitacji przed własną publicznością w spotkaniu z Realem Sociedad. To miał być rewanż za jesienną upokarzającą porażkę 2-4 na Anoeta, a zarazem pokaz siły Królewskich, która po ostatnich występach jest mocno kwestionowana. Zaczęło się sensacyjnie, bo oto po 40 sekundach gospodarze przegrywali 0-1! Piłkarze z San Sebastian żwawo ruszyli do ataku, wywalczyli rzut rożny, po którym Elustondo główką dał im prowadzenie. To jeszcze szybciej stracony gol niż w niedawnym pucharowym starciu z Atlético! Tym razem jednak piłkarze zareagowali jak należy – 2 minuty później po dośrodkowaniu Marcelo również głową wyrównał James i mecz zaczął się niejako od nowa. Gospodarze wyraźnie dominowali, lecz nie potrafili stwarzać klarownych sytuacji. To akurat nic nowego – wszak gra kombinacyjna od dawna sprawia madrytczykom pewne problemy. Wydawało się, że kolejny gol jest kwestią czasu. W 20 minucie świetną okazję miał zupełnie niewidoczny wcześniej Benzema, ale trafił wprost w bramkarza. W 37 minucie znów sam na sam, i ponownie górą był Rulli, lecz tym razem odbitą przez niego piłkę do pustej bramki wbił Ramos. Real dalej przeważał, ale jego niemoc najlepiej obrazuje sytuacja z 40 minuty – świetna kontra madrytczyków, trzech na jednego, mijające bramkarza podanie Benzemy i Gareth Bale nie trafia do pustej bramki. Komentarz zbyteczny. Walijczyk, który pod nieobecność Ronaldo miał być liderem drużyny, miał szansę na rehabilitację chwilę później z rzutu wolnego, jednak strzelił w stylu Portugalczyka – kilka metrów nad bramką.
   Pierwsza połowa pokazała, że problemy w Realu nadal istnieją, i nie chodzi tylko o mizerną skuteczność. Nie było widać pełni zaangażowania poszczególnych piłkarzy, nie było pressingu na rywalu, a tempo akcji pozostawiało wiele do życzenia. Nie tak powinna wyglądać gra lidera La Liga. Zawodził Bale, a najsłabiej grał były piłkarz Sociedad, Asier Illarramendi, który mimo oferty z Bilbao pozostał w Madrycie. Mister nie-ryzykuję-podaję-do-najbliższego tracił wiele prostych piłek i wyróżnił się tylko faulem, za który ujrzał żółty kartonik.
   W przerwie meczu Ancelotti musiał powiedzieć kilka mocnych słów, bo w drugiej połowie jego piłkarze zdecydowanie przyspieszyli i efekt nadszedł niemal natychmiast – w 52 minucie po ładnej akcji i zagraniu Bale’a bramkę strzelił Benzema, a niedługo potem zabrakło mu centymetrów do podwyższenia wyniku na 4-1. Po kwadransie gospodarze odpuścili tempo, pozwolili pograć przyjezdnym, a w ostatnim kwadransie ponownie przycisnęli. Najpierw prawdziwe golazo zdobył Karim Benzema uderzając z rogu pola karnego w samo okienko bramki Rulliego, zaś w 82 minucie powinno być 5-1, gdy okazję sam na sam z bramkarzem miał Bale. Niestety przegrał ten pojedynek, tym samym marnując drugą stuprocentową sytuację i stając się antybohaterem spotkania. Gracz tej klasy powinien strzelić gole w obu tych sytuacjach. Były jeszcze kolejne okazje dla piłkarzy Carletto, lecz zawsze górą był Rulli, najlepszy zawodnik gości w tym meczu. Mimo jego świetnej postawy Real wygrał pewnie 4-1, a był to najniższy wymiar kary, bo gdyby madrytczycy byli w formie i gdyby im się naprawdę chciało, powinni dzisiaj strzelić co najmniej drugie tyle bramek. Jednak i 4 gole cieszą, to najlepszy wynik stycznia i dobry prognostyk przed środowym starciem z Sevillą, która z pewnością postawi Królewskim dużo trudniejsze warunki.


Plus meczu: Benzema

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: