CORDOBA-REAL 1-2 Szczęśliwy finał kompromitującego występu

Cordoba Real 1-2 liga hiszpańska 2014/2015   W pierwszym meczu rundy rewanżowej Primera División Real Madryt czekało pozornie proste zadanie – Królewscy wybrali się do Kordoby na mecz z ligowym beniaminkiem, który broni się przed spadkiem i miesiąc temu uległ Barcelonie aż 0-5. Okazało się jednak, że teoria często mija się z praktyką, a kryzys drużyny Ancelottiego jest większy niż się wydawało (jak komu, bo ja od dawna piszę, że jest źle). Takiej padaki, jak w pierwszej połowie dzisiejszego meczu, to dawno nie oglądaliśmy w wykonaniu „najlepszej drużyny świata” (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi). Zaczęło się jak u Hitchcocka, od trzęsienia ziemi, bo już pierwsza akcja gospodarzy przyniosła im prowadzenie. Sergio Ramos, bo któżby inny, zagrał ręką w polu karnym, a rzut karny pewnie wykorzystał Ghilas. O formie Ramosa nie ma co pisać – gra jak jesienią 2013, kiedy to każda jego interwencja budziła przerażenie wśród madridistas. Nie chodzi już o sam rzut karny, ale jego późniejsze interwencje i nonszalanckie podania wprost do rywala. Tak czy inaczej – po 2 minutach Real przegrywał i nie bardzo umiał sobie z tym poradzić. Z litości nie będę wymieniał błędów, bo są te same od dawna. Po tygodniu odpoczynku nadal widzieliśmy grupkę zmęczonych, leniwych ludzi, których gra jest godna ligi okręgowej, a nie walki o tytuł mistrza Hiszpanii. Zero pressingu, zero składnych akcji, a pierwszy (i jedyny!) celny strzał padł w 27 minucie po rzucie rożnym (gdy gospodarze mieli już na koncie kilka niezłych uderzeń), i było to wyrównanie Benzemy po zgraniu piłki przez Bale’a. Na tyle było stać madryckich milionerów w walce z nieznanymi piłkarzami z małego miasteczka. Wstyd przyznać, ale Córdoba w każdym aspekcie była lepsza od Realu. Grała prostą piłkę – była poukładana w obronie, świetnie kontrowała, dwoma czy trzema podaniami szybko przechodząc pod pole karne Casillasa. Ich akcjom brakowało wykończenia, ale nie wymagajmy zbyt wiele. Gospodarze mijali madryckich obrońców jak tyczki slalomowe, zaś Real zbierał sie do ataku w stylu ospałego niedźwiedzia wybudzonego z zimowego snu. Zawodzili wszyscy, nie tylko Ramos. Marcelo podawał tak źle jak nigdy, a Cristiano Ronaldo grał fatalnie i był najgorszy na boisku. Nie wykonał ani jednego dobrego zwodu, a jego strzał z rzutu wolnego jedynie zbudził gołębie na dachu. Cud, że do przerwy było 1-1, bo Real powinien przegrywać. Nie dlatego, że Córdoba była tak dobra – to Real był tak zły.
   Myślałem, że po przerwie zobaczę inną drużynę, tak jak tydzień temu w Getafe, że po uwagach trenera gracze zambitnieją, przyspieszą i pokażą, że walczą o mistrzostwo, a nie o uniknięcie spadku z ligi. Nic z tego. Było tak samo słabo, a podochoceni gospodarze widząc niedyspozycję rywala coraz śmielej atakowali. W 55 minucie powinno być 2-1 dla Córdoby, ale Fede minimalnie chybił, a zaraz potem idealną okazję zmarnował Bebé, który przez nikogo niepowstrzymany biegł z piłką aż z własnego pola karnego. Gospodarze wchodzili w obronę madrytczyków jak w masło – a Ramos chce podwyżki! Powinien raczej grzać ławę i przemyśleć pewne sprawy. W 68 minucie po błędzie Varane’a Florin Andone trafił w poprzeczkę, a goście pierwszy groźny strzał oddali dopiero w 79 minucie – uderzał Benzema, a Carlos sparował piłkę na rzut rożny. Co gorsza, nerwów na wodzy nie umiał utrzymać Cristiano Ronaldo, który bez piłki kopnął przeciwnika i słusznie wyleciał z boiska. To żenujące zachowanie utytułowanego Portugalczyka, któremu ten mecz zupełnie nie wyszedł, ale to w niczym nie usprawiedliwia chamskiego zachowania. Zostanie zawieszony na kilka spotkań – akurat czas, by poćwiczył rzuty wolne oraz by bedący akurat w kapitalnej dyspozycji Messi dogonił go w walce o Pichichi. Pod koniec meczu do Królewskich uśmiechnęło się szczęście – rzut wolny z rogu pola karnego wykonywał Bale, a piłkę po jego strzale ręką zatrzymał Cartabia. Dostał drugą żółtą kartkę i stany kadrowe się wyrównały, a madrytczycy mieli rzut karny. Gareth Bale nie zmarnował szansy i w 89 minucie strzelił zwycięskiego gola. To trafienie nr 100 Relu Madryt w oficjalnych meczach sezonu 2014/2015. Brawa dla Walijczyka, który może nie grał wielkiego meczu (nikt z Madrytu nie grał), ale miał udział przy obu bramkach i jeszcze raz udowodnił, że w trudnych chwilach można na niego liczyć.
   Real Madryt rozegrał katastrofalne spotkanie i w ostatniej chwili urwał się ze stryczka w meczu, który miał obowiązek wygrać. Ostatecznie wygrał, ale swoją postawą pozostawił spory niesmak. Ciekawe, co nowego powie teraz Carlo Ancelotti? Czy nadal będzie cytował wyuczone formułki i pochwali swych niezdarnych graczy? Najlepsza drużyna świata nie ma prawa tak grać, a najlepszy piłkarz świata nie ma prawa się tak zachowywać. Najwyższy czas, by Włoch to wreszcie zauważył, przestał gadać bzdury i wziął się do roboty (czytaj: pogonił piłkarzy do lepszej pracy). Póki co, w 2015 roku Real wciąż nie rozegrał przekonującego meczu. Takiego, w którym dominuje, gra ładnie dla oka i pokonuje rywala lekko, łatwo i przyjemnie. Tak zrobiła dziś Barcelona wbijając 6 bramek Przemysławowi Tytoniowi, a przecież Elche to drużyna na poziomie Córdoby. Tylko że Katalończykom piłka nie przeszkadza w grze – wręcz przeciwnie, potrafią grać szybko, dokładnie i na jeden kontakt. Nie było widać po nich zmęczenia chociaż w środę grali ciężki mecz z Atlético. Znów wróciły czasy, gdy obserwowanie ich gry daje radość, a od patrzenia na męczarnie Realu bolą zęby. Może jednak włoski trener, który po przyjściu do Madrytu obiecywał grę spektakularną, jednak zauważy, że coś nie gra i odbuduje formę? Piłkrze odpoczywali tydzień – to bardzo dużo, a na boisku tego nie było widać. A przecież więcej wolnego nie będzie, przeciwnie – niedługo wraca Liga Mistrzów, więc czy wtedy panowie będą jeszcze bardziej zmęczeni i jeszcze wolniejsi? Chyba nie, bo gorzej niż dzisiaj grać się nie da – ale tu akurat mogę się mylić…


Minus meczu: Cristiano Ronaldo, Ramos

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: