REAL-ATLETICO 2-2 Fernando Torres wyrzuca Real z Pucharu Króla

Real Madryt Atletico 2-2 Puchar Króla 2015Remontada – to słowo najczęściej powtarzano w przedmeczowych zapowiedziach przed rewanżem na Estadio Santiago Bernabéu w 1/8 Pucharu Króla. Remontada oznacza odwrócenie losów rywalizacji, wygranie przegrywanego meczu lub, jak w tym przypadku – dwumeczu. Tydzień temu Królewscy się nie popisali – na Vicente Calderón w kiepskim stylu przegrali 0-2, i do awansu potrzebowali trzybramkowego zwycięstwa. Coś trudnego do wyobrażenia przy tak doskonale zorganizowanej w obronie ekipie jak Colchoneros. Nikt w tym sezonie tak wysoko nie ograł drużyny Diego Simeone, nawet koncertowo grająca Barcelona kilka dni temu zwyciężyła tylko 3-1 – to doskonale obrazuje, jak trudne zadanie czekało piłkarzy Ancelottiego. Zawodnicy przystępowali do meczu z podwójną motywacją – z odwiecznym rywalem przegrali 3 razy z rzędu, a to wstydliwy wynik, nieprzystojący najlepszej drużynie świata, która wygrywa światowe trofea, a nie potrafi pokonać lokalnego rywala. Te plamę na honorze, jak też i marne wrażenie po tegorocznych występach, mogła zmazać tylko znakomita, pełna intensywności gra w dzisiejszych derbach.
Przed pierwszym gwizdkiem Cristino zaprezentował kibicom Złotą Piłkę, swoje nagrody pokazali także James (za najładniejszą bramkę) oraz Ramos i Kroos, wybrani wraz z CR7 do jedenastki roku. Może to nieco rozkojarzyło zawodników bo samo spotkanie rozpoczęli najgorzej, jak mogli – już pierwsza strata piłki zakończyła się kontrą gości, po której gola strzelił nieupilnowany przez Ramosa Fernando Torres wprawiając w osłupienie całe Bernabéu. Atlético pokonało Real na jego terenie jego własną bronią! Teraz do awansu gospodarze potrzebowali aż 4 bramek, jednak kolejne minuty nie pozwalały sądzić, że są w stanie je zdobyć. Niezdarne akcje zatrzymywały się na skupionych na własnym polu karnym graczach Simeone. Z przewagi optycznej niewiele wynikało, lecz siłą Blancos są stałe fragmenty gry – właśnie po perfekcyjnym dośrodkowaniu Kroosa z rzutu wolnego i błędzie bramkarza Oblaka w 20 minucie Sergio Ramos głową zdobył wyrównanie. Chwilę później okazję miał Cristiano lecz jego strzał trafił w obrońcę Suáreza. Real wciąż zaciekle atakował stosując pressing i niemal nie schodząc z połowy przeciwnika, ale klarownych sytuacji nie potrafił stworzyć. Za dużo gry w poprzek, za dużo wrzutek, z kolei za mało gry z klepki, strzałów i prostopadłych piłek. Trzeba jednak przyznać, że mecz miał dobre tempo, zaś piłkarzom Ancelottiego należą się brawa za intensywność, jakiej na Bernabéu dawno nie oglądaliśmy.
Druga połowa rozpoczęła się identycznie jak pierwsza – nonszalanckie wybicie Ramosa wprost pod nogi rywala (notabene wcale nie ostatnie w tym meczu), szybka akcja gości i Torres po raz drugi pokonał Navasa. Taki brak koncentracji nie przystoi wielkiej drużynie. W tym momencie emocje praktycznie się skończyły bo czas pracował dla Atlético – oni nic nie musieli, mieli już swój wynik, wystarczyło wybijać Real z uderzenia i czyhać na kontry. Dość szybko, bo w 54 minucie padło wyrównanie. Po dokładnym dośrodkowaniu Bale’a z dobrej strony pokazał się zdobywca Złotej Piłki – Ronaldo wyskoczył wysoko i głową strzelił na 2-2. Ale to tyle, na co było dzisiaj stać Real Madryt. Wprawdzie dalej trwał powoli słabnący napór piłkarzy Carletto, lecz ich schematycznym akcjom brakowało wykończenia. Brakowało też pomysłu, jak rozmontować szczelną i dobrze poukładaną obronę gości. Brakowało umiejętności czysto piłkarskich, przede wszystkim szybkiej gry na pamięć, na jeden kontakt, którą z kolei Rojiblancos mają opanowaną do perfekcji. Do tego doszły rażące błędy w obronie i słaba dyspozycja graczy kreatywnych (James) oraz tych, którzy powinni strzelać bramki lub walczyć i wypracowywać sytuacje (Karim Benzema, podobnie jak w kilku ostatnich meczach, znów pokazał swą najgorszą wersję – był schowany i właściwie nie uczestniczył w grze ofensywnej). Mecz mógł się podobać, ale sama intensywność to jednak za mało, by pokonać Colchoneros. Przykro to przyznać, ale za dużo mniejsze pieniądze Simeone zmontował drużynę nie gorszą, a na tę chwilę nawet lepszą (jak widać po ostatnich meczach – kolejnych pięciu bez zwycięstwa). Remontada się nie udała, a najlepsza drużyna świata znalazła swego pogromcę niedaleko, tuż za miedzą. Królewscy nie obronią więc zdobytego przed rokiem Pucharu Króla, nie będzie też kolejnego El Clásico, bo w ćwierćfinale z Barceloną za tydzień zagra Atlético Madryt.


Plus meczu: Isco
Minus meczu: Ramos, Benzema

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: