Dwie kolejne porażki (w Lidze i w Pucharze) postawiły Real Madryt pod ścianą i w dzisiejszym spotkaniu z Espanyolem piłkarze musieli udowodnić, że nie ma mowy o żadnym kryzysie, a poprzednie słabe mecze to tylko lekka zadyszka po świątecznej przerwie. Gospodarze wykonali zadanie pewnie wygrywając 3-0, choć pierwsze minuty wcale nie zwiastowały tak łatwego meczu. Początkowo ataki Katalończyków wyglądały nieźle lecz tak naprawdę poważnego zagrożenia po bramką Ilera nie było. Po kilku minutach madrytczycy odnaleźli spokój i zaczęli grać swoje. Najpierw w 10 minucie w słupek trafił Benzema, a chwilę później wzorowa akcja Królewskich: najpierw precyzyjny 40-metrowy cross Bale’a do Cristiano, ten odegrał do Jamesa, zaś Kolumbijczyk bez problemu otworzył wynik. Potem przez 15 minut działo się niewiele, lecz Real w pełni kontrolował boiskowe wydarzenia. W 28 minucie po raz drugi błysnął Gareth Bale – tym razem sam kapitalnie uderzył z rzutu wolnego w samo okienko bramki Casilli i zrobiło się 2-0. Real specjalnie nie naciskał więc tak pozostało do przerwy.
Gdy wydawało się, że Los Blancos mają mecz pod pełną kontrolą i kolejne gole są tylko kwestią czasu, sędzia chyba nieco pochopnie pokazał czerwoną kartkę Coentr?o po jednym z fauli i madrytczycy musieli ponad pół godziny grać w osłabieniu. Ancelotti poczynił zmiany defensywne (zdjął Jamesa i Benzemę wstawiając Illarrę i Nacho) nastawiając drużynę na utrzymanie wyniku i ewentualne kontrataki. Jeden z nich w 72 minucie omal nie zakończył się golem, lecz Bale w idealnej sytuacji minimalnie chybił (a mógł też podać do Ronaldo). Co nie wyszło Walijczykowi – udało się Nacho w 76 minucie po ładnej akcji zespołu i podaniu od innego obrońcy Arbeloi, który w drugiej połowie trochę zatarł fatalne wrażenie z pierwszych 45 minut. Real więc wrócił na zwycięską ścieżkę i chociaż to na pewno jeszcze nie jest forma na Atlético, dzisiejszy mecz na pewno pozwoli zawodnikom Carletto trochę podbudować się psychicznie przed tym trudnym starciem.