STALLION
Rise And Ride
2014
Powstały w 2013 roku niemiecki Stallion właśnie wydał debiutancki album i z siłą tornada wjechał na rockową scenę. Nie chodzi o szum i zamieszanie, bo o kapeli jest jeszcze względnie cicho, lecz o jakość muzyki zawartej na wydawnictwie. Mowa o melodyjnym metalu stylizowanym na lata 80., z zadziornym wokalem, dużą ilością kapitalnych riffów i szaleńczo galopującą sekcją rytmiczną. Mimo iż nie przepadam za speed metalem i zawsze twierdzę, że muzyka to nie wyścig, tym razem dałem się ponieść niesamowitej energii, jaka bije z tej płyty. Nawet trudno mi wyróżnić poszczególne utwory, bo – co tu dużo ukrywać, są do siebie dość podobne, jednak słucha się tego naprawdę świetnie. Aż trudno uwierzyć, że Stallion to debiutanci – grają jak starzy rockowi wymiatacze. Znajdziemy tu odniesienia do klasycznej niemieckiej szkoły heavy metalu (Running Wild, Accept, Helloween, Gravestone), innym się skojarzy wczesny Iron Maiden czy Judas Priest – w sumie to nieistotne. Każda mocna nazwa z lat 80. będzie na miejscu, bo Stallion brzmią, jakby działali właśnie wtedy. W Stigmatized nawet przemycili odrobinę thrash metalu, bardzo czadowo jest też w Canadian Steele, z kolei The Devil Never Sleeps czy Bill To Pay są bliższe estetyce hard rocka. Mniejsza o tytuły. Piszę o Stallion, by ich nie przegapić. Koniecznie trzeba odnotować taki debiut, a o tej kapeli jeszcze kiedyś będzie głośno. Radują uszy pysznymi solówkami i łoją wyjątkowo sprawnie, a moje 3 gwiazdki to przy tak jednostajnej muzie naprawdę sporo. Na więcej zabrakło odrobiny wyrazistości, ale to problem większości zespołów speedmetalowych.