PHIL RUDD
Head Job
2014
Jeśli solowy album nagrywa perkusista grupy AC/DC, to jakiej muzyki możemy oczekiwać? „Mówiąc szczerze, nie mógłbym być bardziej szczęśliwy. Jestem bardzo dumny z tej płyty i wszystkiego, co na niej zrobiłem. Chłopaki grają na niej naprawdę znakomicie, to jest wręcz za dobre.” Najważniejsze jest samozadowolenie i źle by było, gdyby artysta miał inne podejście do własnej twórczości. To całkiem przyzwoity debiut chociaż tak naprawdę rola Rudda jest… drugoplanowa. Owszem, stworzył większość materiału, ale i tak na pierwszym planie jest wokalista i gitarzysta Allan Badger. Kto by jednak kupił ten krążek, gdyby Badger firmował go własnym nazwiskiem? A tak magia nazwy AC/DC robi swoje…
Nietrudno zaszufladkować tę muzykę, jednak zarzut o kopiowanie macierzystej kapeli perkusisty byłby nieco krzywdzący. Singlowy, świetny zresztą numer Repo Man pasuje jak ulał do płyt AC/DC (i byłby na tych ostatnich jednym z lepszych utworów), podobnie jak kapitalny kawałek tytułowy Head Job, ale to właściwie tyle jeśli chodzi o wyrazistość i przebojowość. Reszta jest nijaka, nawet jeśli nawiązuje do ZZ Top czy Motörhead (zwłaszcza styl śpiewania Rudda przypomina Lemmy’ego). Sam motoryczny rytm to za mało, zresztą skoro płytę firmuje perkusista, oczekiwałbym jakiegoś ponadstandardowego wywijania na bębnach, a niczego takiego nie uświadczymy. Debiut Phila Rudda warto odnotować – dzięki temu jego nazwisko wyszło z cienia braci Young, ale dwa fajne kawałki to stanowczo za mało, by mówić „to jest wręcz za dobre”. Nie, nie jest. Ciekawe, co na to reszta chłopaków z AC/DC?