Najważniejszy mecz na świecie – El Clásico – wielki Klasyk ligi hiszpańskiej między Realem i Barceloną rozgrywany był po raz 229 (z czego 169 w Primera División). Obie drużyny podeszły do niego w optymalnym momencie sezonu – Real wygrał 8 kolejnych spotkań bijąc rekordy strzeleckie, Barcelona zaś w 8 meczach ligowych nie straciła ani jednej bramki. Jednak każda seria się kiedyś kończy – dzisiaj na Bernabéu straciła aż 3 i zasłużenie przegrała z odwiecznym rywalem. Los Blancos rozegrali mecz kompletny, najlepszy w tym sezonie, w pełni rehabilitując się za marny początek rozgrywek i 2 porażki. Obecnie tracą do Katalończyków tylko 1 punkt i nadal liczą się w walce o mistrzostwo Hiszpanii. A zaczęło się bardzo źle, bowiem już pierwsza groźna akcja gości dała im prowadzenie. W 4 minucie Neymar wymanewrował obrońców, wkręcił w ziemię Pepe i mocno uderzył w róg bramki Casillasa. Jednak madrytczycy pokazali charakter i rzucili się do odrabiania strat. W pierwszym kwadransie przeprowadzili kilka szybkich akcji, którym brakowało tylko odpowiedniego wykończenia. W najlepszej Karim Benzema trafił w poprzeczkę. Goście odpowiedzieli stuprocentową szansą Messiego, jednak Argentyńczyk przegrał z Ikerem. To nie był jego dzień. Ataki Królewskich przyniosły efekt w 35 minucie, gdy Piqué zatrzymał ręką dogranie Marcelo, a rzut karny pewnie wykorzystał Cristiano Ronaldo. Do przerwy wynik się nie zmienił i trzeba przyznać, że remis nie krzywdził żadnej ze stron. Barcelona miała więcej z gry, z kolei Real miał więcej klarownych sytuacji bramkowych.
Co lepsze – katalońska tiki-taka czy kastylijski blitzkrieg oparty na szybkich, długich podaniach, pokazała druga połowa spotkania, jeszcze bardziej emocjonująca niż pierwsza. W 51 minucie po rzucie rożnym Kroosa mocną główką popisał się Pepe i Królewscy prowadzili 2-1, zaś 10 minut później Isco wyłuskał piłkę obrońcom Barcelony, podał do CR7, ten do Jamesa, a Kolumbijczyk idealnie zagrał do Benzemy, który precyzyjnym strzałem podwyższył prowadzenie. Piękna akcja, przeprowadzona w dobrym tempie, która rozpoczęła się od uporu Isco w walce o piłkę. Zastępujący kontuzjowanego Bale’a Andaluzyjczyk wykorzystał szansę i był jednym z najlepszych na boisku. Po stracie trzeciej bramki Blaugrana zaczęła naciskać, ale jej tiki-taka była komletnie bezproduktywna. Goście nie spodziewali się tak dobrej obrony Królewskich, którzy co chwila odzyskiwali piłkę i przeprowadzali groźne kontry. Fakt, iż nie padły kolejne bramki dla Realu, można przypisać wyłącznie nonszalancji zawodników, którzy prowadząc 3-1 zbytnio się wyluzowali i nie byli dokładni w rozgrywaniu piłki. To uratowało Barcelonę od prawdziwego pogromu, bo piłkarze Ancelottiego powinni strzelić jeszcze co najmniej 2 lub 3 gole. Z kolei Barcelona tylko raz poważnie zagroziła bramce Casillasa – obrońca Mathieu uderzył w samo okienko, ale kapitan był na posterunku.
W pierwszej połowie obie drużyny grały swoje i na boisku był remis, w drugiej Real wyraźnie zdominował wielkiego rywala. Co z tego, że Barcelona wymieniała setki podań i przez większość czasu posiadała piłkę, skoro nie bardzo wiedziała, co z nią zrobić? Messi był dzisiaj cieniem wielkiego piłkarza, Neymar błysnął tylko na początku, a debiutujący w ekipie Luisa Enrique Suárez próbował szarpać, ale bez efektu. Dzisiaj Królewscy rozegrali wielki mecz, chyba najlepszy w tym sezonie, i udowodnili, że ich wielka forma nie jest dziełem przypadku. Oby utrzymała się jak najdłużej.