BANKS
Goddess
2014
Trzeba sporo odwagi, żeby swój debiutancki krążek zatytułować Bogini. Tej Jillian Banks nigdy nie brakowało – już od roku regularnie wypuszcza swoje piosenki nagrane z udziałem znanych producentów, a gdy utwór Waiting Game został wykorzystany w reklamie Victoria?s Secret i do gry wkroczył ze swoimi pieniędzmi wielki koncern, kariera młodej Brytyjki nabrała tempa i wydanie płyty długogrającej było kwestią czasu. Zmysłowe R&B i delikatny soul podlany subtelną elektroniką dziś jest w modzie więc debiut Banks już na starcie skazany jest na sukces. Najlepiej dowodzą tego powodzenie Jamesa Blake’a czy Jamiego Woona. Problem leży gdzie indziej – Goddess to drobne oszustwo dla tych, którzy spodziewają się nowej muzyki. Większość nagrań z płyty wydano wcześniej na singlach i dwóch EP-kach, zaś nowe kompozycje nie dorównują tym już znanym. W efekcie płyta, która mogła być rewelacyjna – jest zaledwie poprawna, a zważywszy na jej długość (76 minut i aż 18 piosenek w wersji deluxe) nawet to słowo może być niewłaściwe. Druga część albumu najzwyczajniej nuży i trudno dotrwać do końca.
Nie ma sensu rozkładać poszczególnych nagrań na czynniki pierwsze. Są do siebie podobne, a w takiej muzyce liczy się odpowiedni klimat całego krążka i tu już trudno narzekać. Albo inaczej: trudno byłoby, gdyby Banks nie przeholowała z czasem, bo gdzieś po trzech kwadransach czar pryska. Jednak zanim to nastąpi, można przeżyć wiele wzruszeń, bo artystka śpiewa naprawdę znakomicie. Jej tęskny, rozmarzony wokal ma w sobie coś z magii, idealnie pasuje do minimalistycznych brzmień i mrocznego nastroju nagrań. Pierwsze pół godziny Goddess bije na głowę bliźniacze wydawnictwa, z krążkiem Lany Del Rey na czele. Od rozpoczynającego uczę Alibi, poprzez świetny utwór tutułowy (wykorzystany przez UNICEF do nakręcenia klipu promującego walkę o prawa dziecka w Namibii), jeszcze lepszy Waiting Game, zmysłowy This Is What It Feels Like, i tak dalej. Nie ma sensu wymieniać – jest naprawdę dobrze. Szkoda, że artystka nie kończy na 10 utworach, bo nota byłaby najwyższa. Nawet 14 w wersji podstawowej to już za dużo bo producenci zapomnieli o urozmaiceniu materiału. Ja wiem, że z założenia ma być smutno i depresyjnie, ale po godzinie tego typu melancholii człowiek ma ochotę sięgnąć po żyletkę. Nawet, gdyby wszystkie piosenki były znakomite (a zdecydowanie nie są), nie sposób byłoby się nimi zachwycać przy takiej ilości. Na szczęście odtwarzcze CD wyposażono w odpowiednie przyciski umożliwiające pomijanie nielubianych fragmentów, a ogólne wrażenie po wysłuchaniu debiutu Banks i tak jest bardzo pozytywne. To świetna wokalistka z czarującym głosem, porusza się w modnych obecnie rejonach, i jeśli tylko dobierze lepszych doradców, nieraz dostarczy nam w przyszłości wiele frajdy.