1/2 finału: HOLANDIA – ARGENTYNA 0-0 rzuty karne 2-4
Po gradzie bramek w Belo Horzionte (Niemcy strzelili wczoraj więcej goli, niż padło we wszystkich meczach ćwierćfinałowych!), dzisiaj nie oglądaliśmy żadnej w nudnym jak flaki z olejem meczu Holandii z Argentyną. To przykre, że jedna z tych drużyn zagra w wielkim finale. Partia szachów trwała przez 120 minut, a sytuacje bramkowe można było policzyć na palcach jednej ręki. Jak ktoś usnął po pierwszym kwadransie, nic nie stracił. To najsłabsze spotkanie turnieju, godne co najwyżej eliminacji w Afryce czy Azji, a nie półfinału mistrzostw świata. Już po pierwszej połowie było jasne, że dojdzie do rzutów karnych, bo obie drużyny bały się zaryzykować ofensywnej gry i nie chciały strzelić bramki. Holandia zatraciła swe walory i miała problemy nawet z Kostaryką, zaś Argentyna od początku jest minimalistyczna. Żadnej ciekawej akcji nie przeprowadził Messi, po drugiej stronie zawiódł też Robben, a jeszcze bardziej van Persie i Sneijder. Oranje strzelali jedenastki lepiej od Kostaryki, lecz ponieważ nic dwa razy się nie zdarza, tym razem w rzutach karnych lepsi okazali się Albicelestes. Sergio Romero obronił strzały Vlaara i Sneijdera, i w ten sposób Argentyna doczłapała do finału. Jeśli nadal będzie grać tak samo bezbarwnie, może nawet nie wychodzić na boisko przeciwko Niemcom. Jednak piłka czasem zaskakuje, więc kto wie? Może Niemcy się już wystrzelali? Pewne jest jedno – jeden z piłkarzy Realu wygra w tym sezonie Ligę Mistrzów i Puchar Świata. 13 lipca przekonamy się, czy będzie to Ángel Di María, czy Sami Khedira.