1/2 finału: BRAZYLIA – NIEMCY 1-7 (Oscar 91′ – Müller 11′, Klose 23′, Kroos 25′, 26′, Khedira 29′, Schürrle 69′, 79′)
Myślę, że nawet Niemcy nie wiedzą, jak i dlaczego do tego doszło. Po stracie drugiego gola obrona gospodarzy kompletnie się pogubiła. Marcelo i spółka biegali jak dzieci we mgle, tymczasem Niemcy konsekwentnie robili swoje: strzelili 4 bramki w 7 minut (to też chyba kolejny rekord mundialu) i potem mogli ze spokojem przyjmować chaotyczne ataki Canarinhos. To był prawdziwy Blitzkrieg. Nie ma sensu pisać więcej, bo wynik i kilka przytoczonych epitetów mówią wszystko. Brazylia nie była drużyną, obrona grała jak na treningu, zaś atak to jakieś totalne nieporozumienie. Masywny Hulk, bezproduktywny Fred, nijaki Oscar (który wprawdzie w ostatniej minucie zdobył gola, ale wcześniej nie pokazał niczego wielkiego). Przypomnę, że w 2002 roku, gdy Brazylia w finale mundialu ograła Niemcy 2-0, w ataku grali Ronaldo, Rivaldo i Ronaldinho. Jest różnica, prawda? A był jeszcze w składzie Cafu, Kaká i Roberto Carlos. Teraz Scolari nie zabrał gwiazd i efekt widzieliśmy. Po tym meczu przynajmniej nikt nie powie, że Niemcy nie zasłużyli na awans. Nawet jeśli wcześniej ich gra nie porywała, z Brazylią zagrali wyśmienicie i to właśnie ten mecz będzie najdłużej pamiętany i stanie się symbolem mundialu Brazylia 2014.
Warto jeszcze odonotować wyczyn Miroslava Klose – jego trafienie na 2-0 to gol nr 16 w finałach mistrzostw świata. Tym samym niemiecki napastnik wyprzedził słynnego Ronaldo (15 goli w 19 meczach) i jest najlepszym strzelcem w historii tych rozgrywek – zdobył 16 goli w 23 meczach. A kto wie, czy niedługo nie wyprzedzi go Thomas Müller (jeśli zachowa formę i zagra jeszcze w 2 kolejnych turniejach), który trafił po raz piąty, a w poprzednim mundialu strzelił także 5 bramek.