1/4 finału: ARGENTYNA – BELGIA 1-0 (Higuaín 7′)
Po nieprzekonujacych występach Brazylii i kontuzji jedynego jej kreatywnego gracza Neymara to Argentyna stała się najpoważniejszym kandydatem do wygrania mundialu. Tylko że ekipa Alejandro Sabelli od samego początku gra zawstydzająco słabo, a swoje skromniutkie zwycięstwa zawdzięcza wielkim indywidualnościom, których w niej nie brakuje. Z meczu na mecz mieli się rozkręcić, lecz wygląda na to, że jeśli doczłapią do finału, to w marnym stylu i żółwim tempie. Na razie wykonali pierwszy krok – pokonali jeszcze słabszą Belgię (oczywiście tylko 1-0) i po raz pierwszy od 1990 roku zagrają w półfinale.
O meczu nie da się powiedzieć wiele dobrego. Gra Albicelestes wygląda tak samo od samego początku turnieju, ale Belgowie zawiedli na całej linii. Po świetnym spotkaniu z USA wydawało się, że zawodnicy złapali właściwy rytm i są w stanie pokrzyżować szyki wielkiemu faworytowi. Nic z tego – Czerwone Diabły były dzisiaj potulnymi barankami, grali wolno i schematycznie nie stwarzając ani jednej stuprocentowej sytuacji bramkowej, i zasłużenie odpadli z turnieju. To był najgorszy występ Belgów, a przecież w fazie pucharowej też nie zachwycali. Tak kiepskiego przeciwnika klasowy zespół rozłożyłby na łopatki, tymczasem Argentyna już w 7 minucie uzyskała prowadzenie, kiedy to znakomitym strzałem popisał się Higuaín, i potem już tylko pilnowała tego wyniku. Z boiska wiało nudą, jedynie Pipita miał jeszcze jedną szansę na poprawienie rezultatu, kiedy po indywidualnej akcji trafił w poprzeczkę, zaś w samej końcówce nie popisał się Messi przegrywając walkę sam na sam z bramkarzem. Ale to pewnie nie przeszkodzi mu zostać wybranym graczem meczu, bo to już norma niezależnie od formy jego występu.
Argentyna rozczarowuje poziomem gry, lecz dopięła swego wyrgywając po raz piąty (jako jedyny zespół tego turnieju). Jeśli zdobędzie tytuł, nikt nie będzie pamiętał o stylu. Niestety w tej beczce mało słodkiego, ale jednak miodu, jest też łyżka dziegciu – kontuzji doznał „anioł” zbawca z poprzedniego meczu Ángel Di María i raczej nie wystąpi już na brazylijskich boiskach.
O meczu nie da się powiedzieć wiele dobrego. Gra Albicelestes wygląda tak samo od samego początku turnieju, ale Belgowie zawiedli na całej linii. Po świetnym spotkaniu z USA wydawało się, że zawodnicy złapali właściwy rytm i są w stanie pokrzyżować szyki wielkiemu faworytowi. Nic z tego – Czerwone Diabły były dzisiaj potulnymi barankami, grali wolno i schematycznie nie stwarzając ani jednej stuprocentowej sytuacji bramkowej, i zasłużenie odpadli z turnieju. To był najgorszy występ Belgów, a przecież w fazie pucharowej też nie zachwycali. Tak kiepskiego przeciwnika klasowy zespół rozłożyłby na łopatki, tymczasem Argentyna już w 7 minucie uzyskała prowadzenie, kiedy to znakomitym strzałem popisał się Higuaín, i potem już tylko pilnowała tego wyniku. Z boiska wiało nudą, jedynie Pipita miał jeszcze jedną szansę na poprawienie rezultatu, kiedy po indywidualnej akcji trafił w poprzeczkę, zaś w samej końcówce nie popisał się Messi przegrywając walkę sam na sam z bramkarzem. Ale to pewnie nie przeszkodzi mu zostać wybranym graczem meczu, bo to już norma niezależnie od formy jego występu.
Argentyna rozczarowuje poziomem gry, lecz dopięła swego wyrgywając po raz piąty (jako jedyny zespół tego turnieju). Jeśli zdobędzie tytuł, nikt nie będzie pamiętał o stylu. Niestety w tej beczce mało słodkiego, ale jednak miodu, jest też łyżka dziegciu – kontuzji doznał „anioł” zbawca z poprzedniego meczu Ángel Di María i raczej nie wystąpi już na brazylijskich boiskach.