IAN ANDERSON Homo Erraticus

Ian Anderson Homo Erraticus recenzjaIAN ANDERSON
Homo Erraticus
2014

Gerald Bostock to fikcyjna postać wymyślona przez Iana Andersona, lidera zespołu Jethro Tull, na słynny, koncepcyjny album Thick As A Brick z 1972 roku. Grupa już od dawna nie nagrywa, lecz z okazji 40-lecia wydania wspomnianego krążka Ian postanowił nagrać jego kontynuację. Thick As A Brick 2 wydany pod szyldem Jethro Tull’s Ian Anderson zyskał sporą popularność i całkiem pochlebne recenzje. Szkocki flecista i multiinstrumentalista poszedł za ciosem i oto mamy jego kolejny album, tym razem już jak najbardziej solowy, którego bohaterem jest ponownie literat Bostock. Lecz nie o tekstach będę pisał, bo zawsze twierdzę, że muzyk to nie poeta, a płyta nie jest tomikiem wierszy – sama muzyka jest znacznie ważniejsza. Tym bardziej, gdy od poprzedniego krążka artysty minęło aż 11 lat i zasadnym jest pytanie, w jakiej jest on formie (zwłaszcza, że w ramach trasy promocyjnej odwiedzi również Polskę).
   Homo Erraticus raczej nie udzieli wyczerpującej odpowiedzi. Może spodoba się fanom Andersona i Jethro Tull, lecz raczej nikomu więcej (zresztą nie sądzę, by ktoś inny sięgał po ten krążek). Niestety nazwisko Bostocka jest jedynym wspólnym elementem z płytą Thick As A Brick 2, nie ma tutaj głębi ani różnorodności tamtego wydawnictwa. Króciutkie kompozycje są zrobione na jedno kopyto (może nie wszystkie, ale na siłę serwowana ludyczność i jednolita interpretacja sprawia takie wrażenie), żadna nie porywa, podobnie jak to było na tych słabszych albumach macierzystej formacji. Wyjątek może stanowić naprawdę udany, w pewien sposób przebojowy opener Doggerland (kapitalne gitary) i najdłuższy w zestawie, 7-minutowy utwór Puer Ferox Adventus. Reszta to tylko ludowy muzak z typowymi dla Iana elemetami – liczne wstawki na flecie plus łatwo rozpoznawalny, ciągle niezły głos i wciąż ta sama maniera wokalna. Na wspomnienie Aqualung łezka się w oku zakręci i całe szczęście, że zawsze można sięgnąć do klasyki, bo choć głos ten sam, to już cała reszta zupełnie nie. Dobrze jednak, że Ian Anderson wrócił do aktywności – może jeszcze nas pozytywnie zaskoczy.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: