BLACK STONE CHERRY
Magic Mountain
2014
Południowy rock – tak określa się muzykę wykonywaną przez założony w 2001 roku kwartet z Edmonton w stanie Kentucky. Zaczęli od dość ciężkiego grania, ale bliskość Nashville musiała odcisnąć swoje piętno i wczesna surowość szybko ustąpiła miejsca nieco lżejszym, rockowym kompozycjom. Trzecia płyta kapeli Between The Devil And The Deep Blue Sea przyniosła muzykom sporą popularność, okazało się bowiem, że potrafią pisać dobre, przebojowe piosenki. Pojawiły się też zarzuty o kopiowanie stylu kanadyjskiego Nickelback, który wcześniej supportowali w Europie. Nie wiem, czy Black Stone Cherry wziął sobie to do serca, ale po 3 latach przerwy zafundował słuchaczom krążek, na którym niejako wraca do korzeni. Magic Mountain jest bardziej hardrockowy od poprzednika, ale ze świecą tu szukać porywających melodii i hitowych piosenek, a wyrazistość utworów pozostawia wiele do życzenia. W zasadzie nic takiego nie istnieje. Trafiają się fajne momenty, jak instrumentalna, metalowa wstawka w drugiej części otwierającego album Holding On… To Letting Go, kowbojskie zakończenie Hollywood In Kentucky czy udany singlowy kawałek Me And Mary Jane, ale to trochę mało, by się zachwycać płytą jako całością. Pozostałe nagrania są kompletnie nijakie, a bezbarwne ballady typu Runaway wołają o pomstę do nieba. Chyba nie tędy droga. Na Magic Mountain Black Stone Cherry nie proponują niczego wyjątkowego, nie odróżniają się od setek podobnych kapel. Mam nadzieję, że szybko powrócą do pisania lepszych melodii i połączą hard rock z południowym luzem, co tak dobrze im się udało 3 lata temu.