ROBERT CRAY BAND
In My Soul
2014
Mija właśnie 40 lat od stworzenia grupy przez Roberta Craya, amerykańskiego wokalistę i gitarzystę, zdobywcy Grammy za album Strong Persuader. To było dawno temu, bo w 1986 roku, ale blues jest niczym wino – nigdy się nie starzeje. Cray, który nagrywał z takimi gigantami, jak Eric Clapton, B.B.King, Tina Turner czy Albert Collins, nigdy nie osiągnął wielkiej sławy, nie odniósł komercyjnego sukcesu, lecz cieszy się uznaniem i szacunkiem wielbicieli soulu i bluesa. Te dwa gatunki miesza w sposób perfekcyjny. Dowodem na to choćby najnowszy album. Niby nic wielkiego, taka crayowska norma, ale jak przyjemnie się tego słucha. Niech nikogo nie zwiedzie pierwszy, singlowy numer – You Move Me to idealny materiał na przebój, świetna bluesrockowa kompozycja utrzymana w niezłym tempie i z miejsca wpadająca w ucho. Jednak większość materiału zawartego na In My Soul ma zupełnie inny charakter. To refleksyjne, spokojne kompozycje, przy których można się wyciszyć, a nie imprezować. Mocno akustyczna What Would You Say, delikatna i zwiewna You’re Everything, urzekająca łkającą gitarą Pillow czy ozdobiona dęciakami wersja hitu Lou Rawlsa Your Good Thing Is About To End – to wszystko melancholijne ballady stanowiące kwintesencję albumu. Rockowy pazur wraca w instrumentalu Hip Tight Onions czy udanej przeróbce klasyka Nobody’s Fault But Mine Otisa Reddinga, i choć to tylko pojedyncze rockowe wstawki, wypadają znakomicie. Muszę przyznać, że nie ujmując niczego balladom, właśnie te fragmenty albumu podobają mi się najbardziej, podobnie jak lekko funkujący kawałek I Guess I’ll Never Know. O świetnym rzemiośle wspominać nie muszę, bo to oczywiste, podobnie jak udana produkcja Steve’a Jordana. Wszystko brzmi jak należy i chociaż brak tu kompozycji porywających, które będziemy pamiętać po latach, to nie ma też muzycznych pomyłek zaniżająychc poziom. Mamy do czynienia z solidną, bluesowo-soulową płytą, jak zwykle w przypadku Robert Cray Band.