
Po bezbramkowym remisie na Vicente Calderón, w rewanżu Atlético Madryt nie pozostawiło wątpliwości, kto jest lepszy. Drużyna Diego Simeone gładko wygrała w Londynie z Chelsea 3-1 i to ona, a nie ekipa Mourinho, bedzie rywalem Królewskich w finale Ligi Mistrzów 24 maja w Lizbonie. Po raz pierwszy w historii rozgrywek o prymat najlepszej drużyny Europy będa walczyć dwie drużyny z jednego miasta. Madryt jest obecnie
piłkarską stolicą Europy i ma szansę zgarnąć wszystkie trofea. Real wygrał już Puchar Króla, Atlético ma największe szanse na mistrzostwo kraju i tylko cud mógłby im ten tytuł odebrać (musieliby stracić punkty w 2 z ostatnich 3 meczów, podczas gdy wygrali 12 spotkań z rzędu), a jedna z tych drużyn będzie najlepsza w Europie.
O szansach nie ma co się rozpisywać – naturalnym faworytem będą Królewscy, ale to Atlético na Bernabéu wyrwało Realowi Puchar Króla rok temu, a kilka miesięcy później wygrało tam mecz ligowy. Los Blancos zrewanżowali się eliminując Colchoneros z Copa del Rey w tym roku (5-0 w dwumeczu), ale to była jedyna oznaka słabości graczy Simeone w obecnym sezonie. Prezentują równą formę, są świetnie poukładani, szybcy i
pełni entuzjazmu, który dodaje im skrzydeł. To najlepszy sezon w historii klubu, a w Lidze Mistrzów jeszcze nie przegrali. Oczywiście Real po zdeklasowaniu Bayernu też nie musi się nikogo obawiać. Z pewnością będziemy świadkami fascynującego spotkania. Dobrze, że nie jest rozgrywane na Bernabéu…