ADRENALINE MOB Men Of Honor

Adrenaline Mob Men Honor recenzjaADRENALINE MOB
Men Of Honor
2014
altaltaltaltalt

Zmiany zmiany zmiany… Na pokładzie Adrenaline Mob nie ma już Mike’a Portnoya, byłego perkusisty Dream Theater (który całkowicie poświęcił się pracy z Winery Dogs), ani gitarzysty Richarda Warda. Czy to znaczy, że muzyka Amerykanów się zmieniła? Nic podobnego. Nie ma ludzi niezastąpionych. Bębniarz Twisted Sister A.J.Pero też zna swój fach, a na gitarze gra dalej współzałożyciel kapeli Mike Orlando. Okazuje się, że to wystarczyło, by nagrać album na poziomie debiutu. Mniej więcej, bo znam takich, co będą narzekać, ale tak naprawdę nie bardzo jest na co. Już sam dynamiczny opener pod znamiennym tytułem The Mob Is Back dowodzi, że kapela powróciła w dobrej formie. Jeśli ktoś jeszcze nie wierzy, to następny kawałek Come On Get Up rozwieje wszelkie wątpliwości. Przebojowy i melodyjny utwór (w sensie metalowym) ze znakomitą solówką gitarową Mike’a Orlando to jeden z najlepszych momentów płyty i nic dziwnego, że ją pilotował. Oczywiście nie cały czas jest tak dobrze – są tu też nagrania niezbyt trafione (np. Behind These Eyes – łzawa ballada w stylu Bon Jovi, pozostałe dwie też niewiele lepsze) albo nieco mniej porywające, lecz tych udanych jest wystarczająco wiele. Siła Men Of Honor pełnego mięsistych solówek i mocnego wokalu tkwi w prostocie przekazu, momentami przypominając najlepsze kawałki Disturbed, macierzystej kapeli basisty Johna Moyera. Posłuchajcie go, jak wywija w numerze Feel The Adrenaline. Jak ktoś ma skojarzenia z Metalliką to nie szkodzi – wszak wszyscy czerpią od najlepszych i nic w tym złego. Świetnie wypada też utwór tytułowy, który śmiało mógłby być kolejnym singlem zespołu.
   W sumie więc nowe wydawnictwo Adrenaline Mob trzeba zapisać na plus. Może nie ma tu wielkiej muzyki i progresywnych popisów, a prostego metalowego łojenia jest przecież sporo na setkach podobnych krążków, ale w takiej muzyce nie trzeba odkrywać Ameryki. Zwłaszcza gdy się w niej mieszka. Fani powinni być zadowoleni, a jeśli komuś mało, to szczególnie polecam wydaną jako digibook wersję deluxe, wzbogaconą o wydaną wcześniej EP-kę Covertá z ciekawymi wykonaniami rockowych klasyków z repertuaru m.in. Led Zeppelin, Black Sabbath, Rainbow czy The Doors.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: