Pozostała doba do rozpoczęcia meczu, na który zawsze czeka cały świat. El Clásico. Klasyk. Gran Derbi. Ta ostatnia nazwa przyjęła się tylko w Polsce, bo w Hiszpanii oznacza… derby Sewilli. Prawidłowa nazwa to Klasyku to Derbi Espa?ol. Jak zwał tak zwał – wiadomo, że chodzi o spotkanie Realu Madryt z Barceloną, które w ostatnich latach nabrało szczególnego znaczenia, gdy obydwa kluby biją wszelkie rekordy i mają najsilniejsze ekipy w historii. Real powszechnie uznany za najlepszy klub XX wieku, Barcelona z największą ilością trofeów w wieku XXI. Do ligowego Klasyku nr 168 obie drużyny przystępują z zupełnie innej pozycji. Królewscy mają w tabeli 4 punkty przewagi nad Katalończykami i nawet w przypadku porażki będą nadal wyprzedzać swojego rywala (jednak margines błędu skurczy się do zera). Z kolei Barça walczy o ligę – dla niej porażka praktycznie oznacza koniec walki o mistrzostwo, bo stratę 7 punktów trudno byłoby odrobić wobec drużyny, która nie przegrała kolejnych 31 spotkań. Tak komfortowej sytuacji madrytczycy dawno nie mieli. Real walczy o prestiż, Barcelona o życie. Real chce wygrać, Barcelona wygrać musi. Dlatego jutrzejsze El Clásico będzie tak emocjonujące.
Analizując szanse obu ekip trudno wskazać faworyta. Real rozpoczął sezon fatalnie. Grał słabo, a po październikowej porażce na Camp Nou tracił do Barcelony 6 punktów. Jednak od wtedy więcej nie przegrał, a w roku 2014 zanotował 17 zwycięstw i tylko 2 remisy. W tym czasie Barcelona grała nierówno i gubiła punkty, w efekcie czego jest teraz 4 oczka za Realem. Tylko że każda seria kiedyś się kończy. Ostatnie mecze ligowe to wielkie męczarnie Królewskich i skromna wygrana 1-0 oraz 7 goli Katalończyków w starciu z podobnej klasy rywalem. Blaugrana grała swobodnie i bardzo skutecznie. Kiedy Real ostatnio wygrał 7-0? Daaaawno temu. W formie sprzed tygodnia nie miałby po co wychodzić na boisko. Jednak El Clásico to mecz, na który zawodnicy są wyjątkowo zmobilizowani. To najważniejsze spotkanie roku – walka nie tylko o punkty, lecz przede wszystkim o prestiż. Dlatego jutro możemy oczekiwać najlepszej wersji Realu, stosującej pressing, grającej szybko i dokładnie, walczącej na całym boisku przez pełne 90 minut. Tylko taki Real ma szansę wygrać z Barceloną, która jest w świetnej formie i wszyscy wiemy, jak gra, jak panuje nad piłką, jak dominuje w środku pola, jak potrafi niekonwencjonalnie zagrać i stworzyć okazję z niczego. Ale taką Barçę też można ograć, co najlepiej udowodnił José Mourinho. Przed jego przyjściem Real dostawał regularne lanie, nie mogąc wygrać przez kilka lat z rzędu, a niesławne 2-6 na Bernabéu z 2009 roku do dzisiaj odbija się czkawką. Mourinho zaczął od pamiętnej manity na Camp Nou, ale w tym samym sezonie wyrwał Barcelonie Puchar Króla, a madrycką przygodę zakończył inną „manitą” – nie przegrał żadnego z ostatnich 5 meczów z Barceloną (3 wygrał, 2 zremisował). W swoim debiucie w El Clásico przegrał dopiero Ancelotti kombinując z Ramosem w środku pola. Teraz czas na rewanż. Miejmy nadzieję, że tym razem sędzia Undiano Mallenco (dlaczego znowu on?) nie będzie tak stronniczy, jak ostatnio na Camp Nou.
Analizując szanse obu ekip trudno wskazać faworyta. Real rozpoczął sezon fatalnie. Grał słabo, a po październikowej porażce na Camp Nou tracił do Barcelony 6 punktów. Jednak od wtedy więcej nie przegrał, a w roku 2014 zanotował 17 zwycięstw i tylko 2 remisy. W tym czasie Barcelona grała nierówno i gubiła punkty, w efekcie czego jest teraz 4 oczka za Realem. Tylko że każda seria kiedyś się kończy. Ostatnie mecze ligowe to wielkie męczarnie Królewskich i skromna wygrana 1-0 oraz 7 goli Katalończyków w starciu z podobnej klasy rywalem. Blaugrana grała swobodnie i bardzo skutecznie. Kiedy Real ostatnio wygrał 7-0? Daaaawno temu. W formie sprzed tygodnia nie miałby po co wychodzić na boisko. Jednak El Clásico to mecz, na który zawodnicy są wyjątkowo zmobilizowani. To najważniejsze spotkanie roku – walka nie tylko o punkty, lecz przede wszystkim o prestiż. Dlatego jutro możemy oczekiwać najlepszej wersji Realu, stosującej pressing, grającej szybko i dokładnie, walczącej na całym boisku przez pełne 90 minut. Tylko taki Real ma szansę wygrać z Barceloną, która jest w świetnej formie i wszyscy wiemy, jak gra, jak panuje nad piłką, jak dominuje w środku pola, jak potrafi niekonwencjonalnie zagrać i stworzyć okazję z niczego. Ale taką Barçę też można ograć, co najlepiej udowodnił José Mourinho. Przed jego przyjściem Real dostawał regularne lanie, nie mogąc wygrać przez kilka lat z rzędu, a niesławne 2-6 na Bernabéu z 2009 roku do dzisiaj odbija się czkawką. Mourinho zaczął od pamiętnej manity na Camp Nou, ale w tym samym sezonie wyrwał Barcelonie Puchar Króla, a madrycką przygodę zakończył inną „manitą” – nie przegrał żadnego z ostatnich 5 meczów z Barceloną (3 wygrał, 2 zremisował). W swoim debiucie w El Clásico przegrał dopiero Ancelotti kombinując z Ramosem w środku pola. Teraz czas na rewanż. Miejmy nadzieję, że tym razem sędzia Undiano Mallenco (dlaczego znowu on?) nie będzie tak stronniczy, jak ostatnio na Camp Nou.