
Spotkanie nie było wielkim widowiskiem i popisem madrytczyków. W pierwszej połowie dobre wrażenie zrobili goście. Wykazywali się większą ochotą do gry, podczas gdy Królewscy popełniali swoje tradycyjne błędy. Wakacyjne tempo można wybaczyć, ale niedokładności i nonszalanckie zagrania już niekoniecznie. Źle podawał Alonso, słabo wyprowadzał piłkę Ramos, do tyłu zamiast do przodu grał Illarra, itd. Real miał jednak zrywy i wtedy był bardzo groźny. Po jednej z takich akcji w 21 minucie Bale zagrał do Cristiano i było 1-0. Dwie stuprocentowe sytuacje zmarnował słabiutki Morata, po raz kolejny zawodząc wtedy, gdy dostaje swoją szansę. Sobotnie pudło Isco było niczym w porównaniu z jego sytuacjami. W 31 minucie Schalke szczęśliwie wyrównało, gdy strzał Hooglanda trafił w Ramosa i ten rykoszet zmylił Casillasa. Potem Niemcy mieli jeszcze jedną szansę, ale Huntelaar minimalnie przestrzelił. Druga odsłona to już pełna dominacja Blancos. Sytuacji było wiele i można jedynie narzekać na słabą skuteczność gospodarzy, którzy ostatecznie sprawę załatwili w ciągu minuty. Kwadrans przed końcem Cristiano pomknął w kierunku bramki i płaskim precyzyjnym strzałem dał Realowi prowadzenie, a chwilę później mógł wykorzystać błąd gości i skompletować hat-tricka, jednak trafił w poprzeczkę. Odbitą piłkę przejął Bale i wyłożył Moracie – tym razem Hiszpan nie mógł nie trafić do pustej bramki. Szansę na gola miał też Isco lecz strzelił w kosmos i wynik już nie uległ zmianie.
Nie można traktować tego meczu jako sprawdzian przed niedzielnym klasykiem, bo taka gra na Barcelonę nie wystarczy. Za wolno, zbyt niedokładnie, za wiele prostych strat. Dzisiaj Real miał wygrać jak najmniejszym nakładem sił. To się udało i gdyby nie tragedia Jeségo, wieczór można by uznać za wyjątkowo udany. Dobra wiadomość jest taka, że Królewscy zaliczyli mecz nr 31 bez porażki (i tę serię w niedzielę trzeba koniecznie podtrzymać), a Cristiano strzelił 13 gola w swoim 7 meczu Ligi Mistrzów. Tak trzymać! Teraz czekamy na piątkowe losowanie rywala w ćwierćfinale.