TINSLEY ELLIS
Midnight Blue
2014
Wielokrotnie podkreślałem moje ciągoty do bluesa – bez nich trudno byłoby wytłumaczyć fascynacje hard rockiem. Często sięgam po płyty, które nie mają szans na szersze zaistnienie w świadomości słuchaczy, bo radia ich nie zagrają, a sklepy nie sprowadzą. Nawet jeśli to nie są wielkie perły, warto dać im szansę. Takim niedocenionym w Polsce artystą jest z pewnością pochodzący z Atlanty Tinsley Ellis. Rozkochany w brytyjskich kapelach (Animals, Cream, Yardbrids), zainspirowany B.B.Kingiem, postanowił zostać muzykiem bluesowym i od 30 lat z powodzeniem koncertuje samodzielnie lub u boku innych wielkich. Najnowszy krążek Midnight Blue to już 14 wydawnictwo sygnowane jego nazwiskiem, jednak pierwsze wydane przez własną wytwórnię Heartfelt Music.
Jeśli ktoś zetknął się z twórczością Ellisa wie doskonale, czego się spodziewać. Na każdej płycie są 2 lub 3 wiodące, wyróżniające się kompozycje, a cała reszta to solidne, bluesowe granie, nie wywołujące specjalnych emocji, ale całkiem przyjemne w słuchaniu. Tym razem zaczyna się delikatnie – jednak akustyczny wstęp do If The River Keeps Rising to zmyłka, bo po minucie wchodzi sekcja i jest naprawdę ciężko, To niezwykle obiecujący początek. Na prawdziwą gęsią skórkę trzeba jednak poczekać do samego końca płyty, choć po drodze jeszcze pojawia się przebojowy numer Surrender. Wielki finał tworzą dynamiczny That’s My Story z porywającą gitarową solówką na końcu oraz wisienka na torcie – zwiewna i delikatna pościelówa o mrocznym tytule Kiss Of Death. Jedna z najpiękniejszych kompozycji w repertuarze Ellisa. Klasycznie skonstruowane bluesisko z urokliwą melodią i łkającą gitarą. Dokładam jedną gwiazdkę za ten kawałek, zaś miłośnikom bluesa polecam zapamiętać nazwisko tego pana. Nie nagrywa płyt wybitnych, lecz na każdej obok dobrego rzemiosła można znaleźć prawdziwe perełki.
Jeśli ktoś zetknął się z twórczością Ellisa wie doskonale, czego się spodziewać. Na każdej płycie są 2 lub 3 wiodące, wyróżniające się kompozycje, a cała reszta to solidne, bluesowe granie, nie wywołujące specjalnych emocji, ale całkiem przyjemne w słuchaniu. Tym razem zaczyna się delikatnie – jednak akustyczny wstęp do If The River Keeps Rising to zmyłka, bo po minucie wchodzi sekcja i jest naprawdę ciężko, To niezwykle obiecujący początek. Na prawdziwą gęsią skórkę trzeba jednak poczekać do samego końca płyty, choć po drodze jeszcze pojawia się przebojowy numer Surrender. Wielki finał tworzą dynamiczny That’s My Story z porywającą gitarową solówką na końcu oraz wisienka na torcie – zwiewna i delikatna pościelówa o mrocznym tytule Kiss Of Death. Jedna z najpiękniejszych kompozycji w repertuarze Ellisa. Klasycznie skonstruowane bluesisko z urokliwą melodią i łkającą gitarą. Dokładam jedną gwiazdkę za ten kawałek, zaś miłośnikom bluesa polecam zapamiętać nazwisko tego pana. Nie nagrywa płyt wybitnych, lecz na każdej obok dobrego rzemiosła można znaleźć prawdziwe perełki.