REAL-VILLARREAL 4-2 Planowe zatopienie Żółtej Łodzi Podwodnej

Real Madryt Villareal 4-2   Po wyczerpującym fizycznie pucharowym meczu z Atlético Madryt dzisiaj na Bernabéu w spotkaniu ligowym z Villarrealem była potrzebna podobna intensywność. Zawodnicy Żółtej Łodzi Podwodnej, którzy na swoim stadionie jesienią mocno zdominowali Królewskich, to bardzo solidna ekipa, która – podobnie jak Real, wygrała 4 z ostatnich 5 meczów i nie bez powodu zajmuje wysokie 5 miejsce w tabeli. Wprawdzie początek meczu był bardzo szczęśliwy dla drużyny Ancelottiego – już w 7 minucie walczący do końca Gareth Bale przytomnie wykorzystał błąd Dorado w obronie i zdobył prowadzenie, a po jednej z jego kolejnych akcji wynik efektownie podwyższył Benzema, lecz w 1 połowie były to jedyne godne uwagi akcje zawodników Ancelottiego. To zdecydowanie za mało jak na 45 minut. Grający bez zawieszonego za czerwoną kartkę Cristiano Ronaldo często wykorzystywali prawą stronę boiska, na której nieźle prezentował się Bale – najjaśniejsza postać madryckiej ekipy. Tymczasem goście zdominowali środek pola i pokazali wszystkie te cechy, za które są tak podziwiani. Brak im było tylko skuteczności pod bramką Lópeza. Ponieważ jednak w ostatnim kwadransie uśpieni łatwym prowadzeniem Blancos zupełnie oddali pole rywalowi, bramka wisiała w powietrzu. W 43 minucie Mario Gaspar pięknym mierzonym strzałem pokonał Lópeza, kończąc passę 724 minut bez straty bramki na Bernabéu. Zrobiło się nerwowo, bo gra gospodarzy pozostawiała wiele do życzenia. Braku zgrania, dokładności, pomysłu na rozgrywanie akcji i niedostatków technicznych nie można tłumaczyć zmęczeniem środowymi derbami.
   Po zmianie stron Królewscy zaczęli wreszcie grać w piłkę i stwarzać sytuacje bramkowe. Pierwszą zmarnował Carvajal, w drugiej sędzia nie odgwizdał ewidentnego faulu na Benzemie, ale w 64 minucie już nie było żadnych wątpliwości. Madrytczycy wreszcie zagrali z pierwszej piłki, a świetne podanie słabego i mało widocznego wcześniej Di Maríi fantastycznie wykończył Jesé Rodruguez, złote dziecko Madrytu. Ostatnio strzela na zawołanie, co mecz to bramka, a ta na 3-1 była wyjątkowej urody. Przyspieszenie a la Cristiano, wykończenie w stylu Raúla, do którego urodzony na Wyspach Kanaryjskich młody Hiszpan jest często porównywany. Gdy wydawało się, że mecz jest pod pełną kontrolą, precyzyjnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Giovani dos Santos i zrobiło się tylko 3-2. Jednak Real grał do końca. Ta drużyna może nie porywa widzów przez pełne 90 minut, ale z niczego potrafi nagle wyczarować akcję, po której ręce same składają się do oklasków. Tak było przy bramce na 3-1, podobnie stało się w 76 minucie, kiedy to na bramkę popędził Jesé, podał do Karima, a Francuz ustalił wynik meczu na 4-2. Benzema z jednej strony nie zachwyca, lecz z drugiej strzela ostatnio dość regularnie, a to główne zadanie napastnika. Dzisiaj był bardzo skuteczny, a w barwach Realu zdobył swoją bramkę nr 104 wyrównując wynik idola z dzieciństwa, Brazylijczyka Ronaldo.
   Villarreal nie był w stanie już nic zdziałać. Królewscy kontrolowali mecz nie dopuszczając do żadnego zagrożenia pod własną bramką. Mimo wszystko goście zaprezentowali się całkiem nieźle, szybko wymieniając piłkę i grając miły dla oka futbol. To jednak nie wystarczyło na Real Madryt, który może nie grał wielkiego spotkania, ale miewał wielkie momenty i te okazały się decydujące. Trzeba pochwalić ofensywnych zawodników, którzy pod nieobecność CR7 popisali się dobrą skutecznością. Nie forsowali tempa, ale pamiętajmy, że już za 3 dni mecz na Vicente Calderón o wejście do finału Puchartu Króla.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: