PRIMAL FEAR Delivering The Black

Primal Fear Delivering Black recenzjaPRIMAL FEAR
Delivering The Black
2014

Założony przez lidera grupy Sinner Mata Sinnera i byłego wokalistę Gamma Ray Ralfa Scheepersa Primal Fear to dzisiaj wielki klasyk niemieckiego power metalu. Od 16 lat regularnie nagrywa płyty ze znakiem jakości (no, może nie wszystkie) zawierające ostrą i zarazem melodyjną muzykę w klimatach klasycznego Judas Priest. Teraz nadszedł czas na drobny jubileusz – właśnie ukazał się studyjny album nr 10, a trasa promocyjna obejmie także Polskę. 12 lutego zespół wystąpi w warszawskim klubie Progresja, dzień później koncert w Katowicach.
   Właściwie już otwierający nowy krążek rasowy killer King For A Day dowodzi, w jak świetnej formie są muzycy. Słychać to było już na płycie Unbreakable z 2012 roku, lecz teraz jest jeszcze lepiej. Materiał z Delivering The Black jest dość mroczny i bardzo urozmaicony. Dominują typowe dla kapeli ostre speedowe kawałki, z pędzącymi gitarami i wściekłymi bębnami, jak wspomniany wcześniej opener, Rebel Faction, Inseminoid, Road To Asylum czy tytułowy Delivering The Black. Jednak nie samym czadem człowiek żyje dlatego mamy tu też bardziej przystępne, wręcz przebojowe kawałki, z rozciągniętym do 7 minut świetnym When Death Comes Knocking i dynamicznym Alive & On Fire (mój faworyt) na czele. Przypominają się stare, klasyczne numery Accept i Saxon. Trzeba podkreślić wagę melodii, które zawsze były istotnym elementem stylistyki Primal Fear – te na Delivering The Black są znakomite. Do tego dochodzą różne smaczki, jak choćby lekko orientalne motywy w singlowym When Death Comes Knocking czy w najważniejszej, rozbudowanej, ponad 9-minutowej kompozycji One Night In December. Oczywiście, jak na rockowy krążek przystało, nie zabrakło też ballady – Born With A Broken Heart może nie powala, ale jest ładna i może się podobać. Pozwala na chwilę odetchnąć przed dynamicznym finałem.
   Trzeba przyznać, że płyta naprawdę się Niemcom udała. Znaleźli równowagę między tempem a melodią, znakomicie rozłożyli proporcje i powinni zadowolić zarówno wielbicieli ciężkiego łojenia, jak i melodyjnego, przebojowego grania. Polecam album w wersji deluxe, z dołożonymi kawałkami, wśród których prym wiedzie Innocent Man. Mógłby być jednym z najlepszych na płycie, gdyby się na niej zmieścił…
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: