Dzisiejszy, pierwszy mecz półfinałowy Pucharu Króla z Atlético Madryt na Bernabéu, miał szczególne znaczenie. Nie tylko dlatego, że to spotkanie z lokalnym rywalem, a derby są zawsze ponad inne mecze. Nie tylko dlatego, że gra toczyła się o finał rozgrywek. Najważniejsze było, że ten mecz miał pokazać, gdzie dzisiaj jest dowodzony przez włoskiego szkoleniowca Real Madryt. Ekipa, której wyniki są znacznie lepsze niż gra. Która często z trudem radzi sobie ze słabeuszami, a z silniejszymi rywalami remisuje bądź przegrywa. Która nie gra z fantazją i polotem, która nie ma stylu, lecz mimo to nadal liczy się we wszystkich rozgrywkach. Która ma równowagę – to chyba ulubione ostatnio słowo Ancelottiego. O obiecywanym „spektakularnym futbolu” Włoch zdaje się już dawno zapomniał. Widać to było 3 dni temu na San Mamés, skąd Królewscy wywieźli szczęśliwy remis i oblali swój pierwszy poważny egzamin w tym roku. Grali dobrze tylko przez 25 minut, przez resztę meczu jedynie obserwując świetną grę Basków…
Dzisiaj Blancos musieli stawić czoła nie byle komu. Rojiblancos wygrali Ligę Europy i także Superpuchar Europy w roku 2010. Gdy klub opuściły największe gwiazdy – Diego Forlán i Sergio Agüero, zatrudniono nowego trenera, Argentyńczyka Diego Simeone, który sprowadził z Porto Radamela Falcao. W sezonie 2011/12 Atlético ponownie wygrało Ligę Europy, a Kolumbijczyk został królem strzelców rozgrywek. Jakby tego było mało, zdobył hat-tricka w meczu o Superpuchar Europy, w którym madrytczycy rozbili w puch londyńskie Chelsea 4-1. Po sezonie Falcao odszedł do Monaco, a Simeone wykreował nowego gwiazdora – Diego Costa w tym sezonie ma 20 trafień w lidze hiszpańskiej i tylko o 2 ustępuje Cristiano Ronaldo. 17 maja 2013 w finale Copa del Rey Atlético pokonało Real Madryt pozbawiając Królewskich jedynego w sezonie trofeum i praktycznie kończąc hiszpański epizod José Mourinho. To 3 wielkie trofeum na przestrzeni 2 ostatnich lat. Jak widać, Atlético pewnie się czuje w meczach pucharowych. Simeone wykonał fantastyczną pracę z drużyną, która nieprzypadkowo obecnie prowadzi w lidze hiszpańskiej. Jest świetnie poukładana, każdy na boisku zna swoje zadania i perfekcyjnie je wykonuje. W ostatnich 2 meczach z Realem Colchoneros dwukrotnie wygrali, i to w świątyni lwa – na Estadio Santiago Bernabéu, przerywając bolesną 13-letnią passę meczów bez zwycięstwa z lokalnym rywalem. Oto sylwetka drużyny, którą dzisiaj podejmowali Królewscy na własnym stadionie. Zwycięstwo miałoby podwójne znaczenie. Byłoby dobrym prognostykiem na nadchodzące mecze z trudnymi rywalami i dowodem, że Królewscy bez problemu mogą walczyć z najsilniejszymi. Porażka jedynie utwierdziłaby przekonanie, że w tym roku to rywal zza miedzy jest dużo lepszy. Tego w Madrycie kibice długo nie wybaczą. Dlatego dla trenera ten dwumecz to najważniejszy dotychczas test w Realu Madryt. Ligowa porażka po 13 latach zwycięstw była plamą na honorze klubu i tylko dzisiejsza wygrana mogła ją szybko wymazać. Wszyscy byli tego świadomi.
Mecz, w którym z powodu urazu nie mógł wystapić Gareth Bale (który to już raz?), nie był wielkim widowiskiem. Pierwsza połowa to walka głównie w środku pola. Pierwszy groźny strzał oddali goście, ale to Real objął prowadzenie. W 16 minucie na strzał z 20 metrów zdecydował się Pepe. Był to pierwszy celny strzał gospodarzy. Piłka odbita jeszcze przez Insúę zmyliła Courtoisa i Bernabéu miało powody do radości. Real dalej przeważał lecz nie miał pomysłu na sforsowanie szczelnej obrony Atlético, a strzały gospodarzy nie sprawiały kłopotu bramkarzowi. Z drugiej strony też nie było żadnego zagrożenia i Casillas praktycznie pozostawał bezrobotny. Diego Costa padał na murawę niemal po każdym starciu z obrońcami Realu, ale sędzia nie dawał się nabrać.
Po zmianie stron gra wyglądała znacznie lepiej. Real niepodzielnie panował na boisku, czego wyrazem była 2 bramka. W 56 minucie błysnął Ángel Di María, a jego świetne podanie na gola zamienił nowy pupil madridismo – Jesé Rodriguez. Ataki Rojiblancos na nic się zdały – obrona Królewskich była ustawiona po mistrzowsku. Serca zadrżały tylko raz, gdy w 72 minucie strzał głową Godina minął Casillasa, a piłkę z pustej bramki wybił Modrić. To była jedyna klarowna okazja gości. Tymczasem 5 minut później Real strzelił kolejną bramkę, i znów po rykoszecie. Uderzył Di María, piłkę odbił Miranda, i było po meczu.
Dzisiaj obserwowaliśmy wielki Real. Można narzekać, że gole trochę szczęśliwe, jednak nie zmienia to faktu, że wychwalane pod niebiosa Atlético było kompletnie bezradne. Po raz pierwszy w tym sezonie. Zresztą wynik mówi sam za siebie. Nie wygrywa się przypadkowo różnicą 3 bramek. Królewscy byli lepsi, w drugiej połowie całkowicie dominowali, grali z pełnym zaangażowaniem prezentując wiele cech, których brakowało wcześniej. Widzieliśmy nawet niekonwencjonalne rozgrywanie rzutów wolnych – bez efektu bramkowego, ale warto ten fakt odnotować. To 22 spotkanie z rzędu bez porażki – takiej passy nie miał Ancelotti w żadnym innym klubie. Iker Casillas wydłużył swój rekord bez puszczonej bramki do 772 minut. Szkoda, że gola nie zdobył jubilat – Cristiano Ronaldo kończy dzisiaj 29 lat, ale przekonująca wygrana jego drużyna jest wystarczającym prezentem. Rewanż na Vicente Calderón powinien być formalnością.
Dzisiaj Blancos musieli stawić czoła nie byle komu. Rojiblancos wygrali Ligę Europy i także Superpuchar Europy w roku 2010. Gdy klub opuściły największe gwiazdy – Diego Forlán i Sergio Agüero, zatrudniono nowego trenera, Argentyńczyka Diego Simeone, który sprowadził z Porto Radamela Falcao. W sezonie 2011/12 Atlético ponownie wygrało Ligę Europy, a Kolumbijczyk został królem strzelców rozgrywek. Jakby tego było mało, zdobył hat-tricka w meczu o Superpuchar Europy, w którym madrytczycy rozbili w puch londyńskie Chelsea 4-1. Po sezonie Falcao odszedł do Monaco, a Simeone wykreował nowego gwiazdora – Diego Costa w tym sezonie ma 20 trafień w lidze hiszpańskiej i tylko o 2 ustępuje Cristiano Ronaldo. 17 maja 2013 w finale Copa del Rey Atlético pokonało Real Madryt pozbawiając Królewskich jedynego w sezonie trofeum i praktycznie kończąc hiszpański epizod José Mourinho. To 3 wielkie trofeum na przestrzeni 2 ostatnich lat. Jak widać, Atlético pewnie się czuje w meczach pucharowych. Simeone wykonał fantastyczną pracę z drużyną, która nieprzypadkowo obecnie prowadzi w lidze hiszpańskiej. Jest świetnie poukładana, każdy na boisku zna swoje zadania i perfekcyjnie je wykonuje. W ostatnich 2 meczach z Realem Colchoneros dwukrotnie wygrali, i to w świątyni lwa – na Estadio Santiago Bernabéu, przerywając bolesną 13-letnią passę meczów bez zwycięstwa z lokalnym rywalem. Oto sylwetka drużyny, którą dzisiaj podejmowali Królewscy na własnym stadionie. Zwycięstwo miałoby podwójne znaczenie. Byłoby dobrym prognostykiem na nadchodzące mecze z trudnymi rywalami i dowodem, że Królewscy bez problemu mogą walczyć z najsilniejszymi. Porażka jedynie utwierdziłaby przekonanie, że w tym roku to rywal zza miedzy jest dużo lepszy. Tego w Madrycie kibice długo nie wybaczą. Dlatego dla trenera ten dwumecz to najważniejszy dotychczas test w Realu Madryt. Ligowa porażka po 13 latach zwycięstw była plamą na honorze klubu i tylko dzisiejsza wygrana mogła ją szybko wymazać. Wszyscy byli tego świadomi.
Mecz, w którym z powodu urazu nie mógł wystapić Gareth Bale (który to już raz?), nie był wielkim widowiskiem. Pierwsza połowa to walka głównie w środku pola. Pierwszy groźny strzał oddali goście, ale to Real objął prowadzenie. W 16 minucie na strzał z 20 metrów zdecydował się Pepe. Był to pierwszy celny strzał gospodarzy. Piłka odbita jeszcze przez Insúę zmyliła Courtoisa i Bernabéu miało powody do radości. Real dalej przeważał lecz nie miał pomysłu na sforsowanie szczelnej obrony Atlético, a strzały gospodarzy nie sprawiały kłopotu bramkarzowi. Z drugiej strony też nie było żadnego zagrożenia i Casillas praktycznie pozostawał bezrobotny. Diego Costa padał na murawę niemal po każdym starciu z obrońcami Realu, ale sędzia nie dawał się nabrać.
Po zmianie stron gra wyglądała znacznie lepiej. Real niepodzielnie panował na boisku, czego wyrazem była 2 bramka. W 56 minucie błysnął Ángel Di María, a jego świetne podanie na gola zamienił nowy pupil madridismo – Jesé Rodriguez. Ataki Rojiblancos na nic się zdały – obrona Królewskich była ustawiona po mistrzowsku. Serca zadrżały tylko raz, gdy w 72 minucie strzał głową Godina minął Casillasa, a piłkę z pustej bramki wybił Modrić. To była jedyna klarowna okazja gości. Tymczasem 5 minut później Real strzelił kolejną bramkę, i znów po rykoszecie. Uderzył Di María, piłkę odbił Miranda, i było po meczu.
Dzisiaj obserwowaliśmy wielki Real. Można narzekać, że gole trochę szczęśliwe, jednak nie zmienia to faktu, że wychwalane pod niebiosa Atlético było kompletnie bezradne. Po raz pierwszy w tym sezonie. Zresztą wynik mówi sam za siebie. Nie wygrywa się przypadkowo różnicą 3 bramek. Królewscy byli lepsi, w drugiej połowie całkowicie dominowali, grali z pełnym zaangażowaniem prezentując wiele cech, których brakowało wcześniej. Widzieliśmy nawet niekonwencjonalne rozgrywanie rzutów wolnych – bez efektu bramkowego, ale warto ten fakt odnotować. To 22 spotkanie z rzędu bez porażki – takiej passy nie miał Ancelotti w żadnym innym klubie. Iker Casillas wydłużył swój rekord bez puszczonej bramki do 772 minut. Szkoda, że gola nie zdobył jubilat – Cristiano Ronaldo kończy dzisiaj 29 lat, ale przekonująca wygrana jego drużyna jest wystarczającym prezentem. Rewanż na Vicente Calderón powinien być formalnością.