
Pierwsze 20 minut to przewaga gospodarzy. Niewiele z niej wynikało, ale Real nie potrafił oddac nawet jednego strzału. Wstyd i żenada. Potem rzut wolny z 25 metrów i pozornie niegroźny strzał Cristiano Ronaldo w sam środek bramki. A jednak bramkarz gospodarzy w sobie tylko wiadomy sposób puścił gola. Od tego momentu Osasuna zwolniła, a goście nadal grali swoje – czyli niewiele z przodu i nieźle z tyłu. Cristiano miał jeszcze jedną okazję ale tym razem Fernández był na posterunku. Potem dobry moment gospodarzy, strzał w słupek, a druga połowa już zupełnie pod dyktando Realu, tylko że nadal niewiele z tego wynikało. Wprawdzie słaby i mało przydatny Ángel Di María strzelił w 56 minucie 2 gola, ale jedynie wykończył znakomity rajd i podanie Jeségo. To była jedyna godna zapamiętania akcja meczu, jedyna godna Realu. Cała reszta nie jest warta opisywania. Isco bez formy, Bale bez formy, Di María to jeździec bez głowy – nadal jest nad czym pracować, bo wkraczamy w decydującą część sezonu i nie ma miejsca na błędy. Najważniejsze, że Blancos wygrali – może bez polotu, ale jednak to koleny mecz na zero z tyłu. Trzeba wspomnieć, że Real kończył w 9-tkę – 10 minut przed końcem za 2 żółtą kartkę po idiotycznym faulu wyleciał wracający po kontuzji Coentr?o, a kilka minut później po zderzeniu z przeciwnikiem boisko z podbitym okiem opuścił Morata. Mimo to wynik się nie zmienił.