OSASUNA-REAL Strata punktów na El Sadar

Osasuna Real Madryt 2-2 2013Jeśli Carlo Ancelotti myślał, że Real ma już ustabilizowaną formę i znalazł równowagę (jak się często wyrażał), musiał dzisiaj przeżyć spore rozczarowanie. Oczywiście nie da po sobie tego poznać i będzie powtarzał oklepane frazesy o trudnym rywalu, ambitnej postawie i zadowoleniu z postawy drużyny. Tymczasem wizyta na El Sadar, gdzie często Królewscy mieli kłopoty, była prawdziwą katastrofą. Wprawdzie Osasuna wcześniej urwała punkty Barcelonie, ale zajmowała 16 miejsce w tabeli i nie powinna była zatrzymać rozpędzonej drużyny celującej w mistrzostwo. Tymczasem Real dzisiaj był tylko cieniem wielkiej drużyny. Wymienianie błędów nie ma sensu, bo madrytczycy dobrze grali tylko przez pierwsze 10 minut. Najlepszą okazję zmarnował Cristiano Ronaldo, a potem inicjatywę przejęli gospodarze i byli znacznie lepsi od bezbarwnych gości. Ich akcje były szybkie, atakowali dużą ilością zawodników, bronili strefą i nie zostawiali miejsca Królewskim na rozgrywanie ataków. To zresztą stała recepta na Real, który znów był wolny i schematyczny.
   Mecz mógł się podobać. Gdy Osasuna w 15 minucie wyszła na prowadzenie wydawało się, że Blancos szybko odpowiedzą. Nic z tych rzeczy. Nadal gospodarze przeważali, czego efektem była kolejna bramka w 39 minucie (po raz drugi Riera). Chwilę później błysnął kapitan – Sergio Ramos dostał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Po raz kolejny pokazał, że w tej kwestii zawsze można na niego „liczyć”. Ile razy jeszcze? Kiedy ten człowiek nabierze rozumu? Inna sprawa, że sędzia wyciągał kartki zbyt pochopnie i do jego pracy można było mieć sporo zastrzeżeń. Nie zmienia to faktu, że doświadczony zawodnik nie powinien tak nonszalancko się zachowywać mając na koncie żółtą kartkę. O dziwo osłabiony Real przeprowadził wzorcową akcję, którą zakończył najlepszy na boisku Isco świetnym strzałem na 2-1. Nadzieje odżyły, bo przecież niedawno Real w 10-tkę potrafił rozgromić mistrza Turcji.
   Druga połowa dość szybko sprowadziła fanów Królewskich na ziemię. Real był rozbity, nie miał żadnego pomysłu na grę, a gwiazdy zawodziły na całej linii. Cristiano strzelał do gołębi na dachu, Benzema nie strzelał wcale, zaś Gareth Bale w ogóle w tym spotkaniu nie zaistniał. To kolejny słaby występ Walijczyka (podczas gdy Neymar szaleje w Barcelonie). Mimo niezłych ataków rywali Królewscy przetrwali bez straty kolejnej bramki, zaś w 80 minucie wynik meczu ustalił Pepe. Wydawało się, że po tej bramce Real ruszy do huraganowych ataków, ale tego dnia był to jedynie papierowy tygrys. Sytuacji było niewiele, jedyną zmarnował Di María, który był chyba jeszcze gorszy od Bale’a, którego wcześniej zmienił. Remis goniącego Barcelonę i Atlético Realu to niemal porażka. Miało być zbliżenie w tabeli do Barcelony, tymczasem Katalończycy znowu odjechali na 5 punktów. Bardziej jednak martwi słaba gra drużyny, która podobno „złapała równowagę”. Dzisiaj wyglądała, jak na mocnym rauszu.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: