REAL-GALATASARAY 4-1 Pewne zwycięstwo osłabionego Realu

Real Madryt Galatasaray 4-1 Liga Mistrzów 2013   Pisałem niejednokrotnie, że Real Madryt w obecnym sezonie to Dr. Jekyll i Mr. Hyde. Najlepiej było to widać w dzisiejszym spotkaniu Ligi Mistrzów na Bernabéu, w którym gospodarze podejmowali Galatasaray. Turcy nie imponują i faworyt był tylko jeden, lecz w pierwszej połowie trudno było stwierdzić, która z drużyn jest liderem, a która outsiderem rozgrywek. Królewscy grali koszmarnie, nie potrafili stworzyć żadnej groźnej sytuacji poza tą z początku spotkania, którą wzorcowo zmarnował Gareth Bale. Pod nieobecność kontuzjowanego Cristiano Ronaldo to Walijczyk miał wziąć na siebie ciężar prowadzenia gry, jednak przez 45 minut był zupełnie niewidoczny, podobnie jak reszta zespołu. Błysnął tylko raz, gdy w 37 minucie perfekcyjnie wykonał rzut wolny i zdobył prowadzenie. Był to jedyny celny strzał gospodarzy. Niewiele to dało, bo minutę później Umut Bulut wyrównał po genialnym podaniu Drogby. To była akcja, o jakiej madrytczycy mogli jedynie pomarzyć. Trudno zrozumieć tak słabą i bezbarwną postawę drużyny złożonej z wielkich zawodników. Wystraszony Casemiro, delikatny Illarra, zagubiony w bezproduktywnych dryblingach Di María i najgorszy na boisku Sergio Ramos, którego niepewne i ryzykowne interwencje przyprawiały o ból głowy. Który to już raz kapitan drużyny nie staje na wysokości zadania? Ukoronowaniem jego fatalnego występu był głupi faul w 26 minucie, po której dostał czerwoną kartkę i osłabił swój zespół. Przez niemal godzinę Królewscy musieli grać w 10-tkę. Łatając dziurę w obronie Ancelotti wycofał napastnika i wpuścił Nacho. Szkoda, bo był to pierwszy mecz, w którym od samego początku grał młodziutki Jesé Rodríguez. Długo się nie nagrał….
   W czasie przerwy musiała być ostra reprymenda w szatni, bo w drugiej połowie oglądaliśmy zupełnie inny zespół. Zniknął pan Hyde, wkroczył dr Jekyll. Real, jak przysało na królewski klub, kontrolował boiskowe wydarzenia, naciskał i nie dawał pograć gościom. Zupełnie nie było widać, że gospodarze grają w osłabieniu. Madrytczycy pokazali charakter i ambicję strzelając kolejne bramki i dobijając bezradnego przeciwnika. Najpierw z dobrej strony pokazał się Arbeloa wykorzystując w 51 minucie podanie Di Maríi, a niemal kwadrans później zrewanżował się Argentyńczykowi notując asystę przy jego bramce. Nie do wiary, ale to właśnie aktywny jak nigdy Álvaro Arbeloa był jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) na boisku! W 81 minucie kropkę nad i postawił Isco strzelając 4 gola po ładnej, indywidualnej akcji. Tradycji stało się zadość bo poprzednie dwa starcia z Galatą na Bernabéu Real także wygrał różnicą 3 bramek (dwa razy po 3-0), ale wynik nie byłby tak efektowny, gdyby Turcy nagle nie stanęli i grali tak jak w pierwszej połowie, kiedy dominowali i przeprowadzali efektowne akcje. Sił starczyło na 45 minut i przewaga jednego zawodnika nic im nie dała, z drugiej strony Królewscy przespali pierwszą odsłonę i w drugiej zagrali zupełnie inaczej. Plan wykonany, ale umówmy się – przeciwnik nie był z najwyższej półki. Nadal jest sporo do poprawienia. Skuteczność cieszy, gra nieco mniej.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: