JAMES BLUNT
Moon Landing
2013
Nic dwa razy się nie zdarza i tak pięknych piosenek jak You’re Beautiful czy High z debiutanckiego krążka Back To Bedlam James Blunt już raczej nie nagra, ale miło stwierdzić, że po jazgotliwej płycie Some Kind Of Trouble artysta pozbył się tytułowych kłopotów i wraca do tego, co robi najlepiej – śpiewania urzekających, melancholijnych ballad. James Blunt romantyk, takiego lubimy najbardziej. Nie za wiele tego na najnowszym albumie, jednak początek naprawdę urzeka. Piosenka Face The Sun z powodzeniem ozdobiłaby wydany 9 lat temu debiut, który w samej Europie znalazł 5 mln nabywców. To najlepszy moment Moon Landing. Być może krążek złożony wyłącznie z takich spokojnych numerów byłby nudny i monotonny, ale trzeba przyznać, że właśnie w tym Blunt jest najlepszy. Piosenki szybkie i rytmiczne nie potrafią złapać za serce ani porwać, są jedynie poprawne, niebezpiecznie dryfując w kierunku banału, a takich właśnie kawałków jest tu najwięcej. Stanowczo za dużo. Heart To Heart, Bones, Telephone, Postacards czy singlowe Satellites to tylko niektóre przykłady. Szczęśliwie na promocję płyty wybrano Bonfire Heart – to całkiem zgrabna piosenka, rytmiczna, z dobrze zarysowanym refrenem i ma szansę stać się kolejnym hitem byłego oficera armii brytyjskiej Jamesa Hilliera Blounta (tak brzmi jego prawdziwe nazwisko). Niestety to wyjątek wśród utworów przeciętnych i często dość miałkich.
„To bardzo osobista płyta i jednocześnie mój powrót do korzeni. Staraliśmy się wrócić z Tomem do czasów, w których zaczynałem i określić, gdzie jesteśmy dziś”. To się udało, James Blunt przypominając klimat debiutu obrał właściwy kierunek. Moon Landing z pewnością zadowoli fanów artysty, bowiem jego ciepły głos sprawia, że nawet tych prościutkich, pogodnych i sympatycznych piosenek miło się słucha. Takie przaśne śpiewanie może poprawić nastrój, gdy za oknem deszcz i szaruga. Ale to trochę za mało na dobrą ocenę.
„To bardzo osobista płyta i jednocześnie mój powrót do korzeni. Staraliśmy się wrócić z Tomem do czasów, w których zaczynałem i określić, gdzie jesteśmy dziś”. To się udało, James Blunt przypominając klimat debiutu obrał właściwy kierunek. Moon Landing z pewnością zadowoli fanów artysty, bowiem jego ciepły głos sprawia, że nawet tych prościutkich, pogodnych i sympatycznych piosenek miło się słucha. Takie przaśne śpiewanie może poprawić nastrój, gdy za oknem deszcz i szaruga. Ale to trochę za mało na dobrą ocenę.