
Ancelotti, który wciąż powtarza, że mimo drobnych niedociągnięć jest zadowolony z gry drużyny (co dziwi w świetle jego deklaracji o spektakularnej piłce, i niepokoi, bo skoro bezbarwny futbol go cieszy, to są małe szanse na poprawę), na najważniejsze spotkanie ligowe wystawił… eksperymentalny skład. Bez napastnika (Benzema na ławce, Morata… na trybunach), za to z Sergio Ramosem w środku pola. Efekt był łatwy do przewidzenia – w pierwszej połowie drużyna była zagubiona i ani razu nie potrafiła zagrozić bramce rywala. Tylko jeden celny strzał mówi wszystko. Barcelona dominowała, na boisku szalał Neymar, usuwając w cień Messiego, Cristiano i występującego od początku Bale’a. To był jego dzień i to on zdobył prowadzenie w 19 minucie. Właściwie nie ma o czym więcej pisać. Real do przerwy nie istniał, grał zachowawczo i nieskutecznie.
Druga połowa zaczęła się podobnie, ale trener zareagował. W 56 minucie naprawił swój błąd, zdjął Ramosa wprowadzając Illarrę, a chwilę później Benzemę w miejsce Bale’a. Gra stała się szybsza, Real przejął kontrolę nad meczem i zepchnął Barcelonę do głębokiej defensywy. Świetną okazję zmarnował Khedira, a uderzenie Cristiano Ronaldo obronił niezawodny Valdés. Jednak i on był bezradny po fantastycznej bombie Benzemy z 25 metrów, wtedy jednak wyręczyła go poprzeczka. Do szczęścia zabrakło kilku centymetrów. Nie do wiary, że to wygwizdywany ostatnio Francuz oddał tak mocny i soczysty strzał niemal w samo okienko. Jednak można… W kolejnej sytuacji wychodzący na czystą pozycję Cristiano został brutalnie sfaulowany, lecz widzieli to wszyscy poza sędzią. Oskarżany kiedyś o sprzyjanie Realowi Undiano Mallenco dziś ewidentnie był po stronie Barcelony.
Gdy się nie wykorzystuje stwarzanych sytuacji, można się nadziać na kontrę. Tak było w 78 minucie, gdy drugiego gola dla Blaugrany strzelił wprowadzony chwilę wcześniej Alexis Sanchez. Przelobował źle ustawionego Lópeza i było po zawodach. Real grał do końca i w 90 minucie Jesé zdobył bramkę, ale honorowe trafienie nie osłodziło goryczy porażki. Dystans do rywala wzrósł do 6 punktów i choć jeszcze sporo meczów do rozegrania, trudno będzie to odrobić.
Mecz nie dał odpowiedzi na postawione we wstępie pytanie. Mr. Hyde grał w pierwszej, Dr. Jekyll w drugiej połowie. Real udowodnił, że ma odpowiednich zawodników i umiejętności, by na równi grać z Barceloną, ale robił to tylko przez 30 minut. Można mówić o niesprawiedliwości i braku szczęścia, bo przecież Królewscy mieli więcej klarownych sytuacji i oddali więcej celnych strzałów, ale mimo wszystko wygrała drużyna na tę chwilę lepsza piłkarsko, lepiej panująca nad piłką, grająca efektownie i efektywnie. Pokpił sprawę trener eksperymentując ze składem, a defensywna taktyka nie przyniosła rezultatu. Te pół godziny to najlepsze 30 minut Realu w tym sezonie (obok występu w Turcji), ale to nadal za mało. Na pełnych obrotach trzeba grać przez całe spotkanie, wtedy można liczyć na efekty.