LEVANTE-REAL 2-3 Z piekła do nieba

Levante-Real 2-3   Liga Mistrzów za nami więc wszystko wróciło do normy. Real prezentujący się znakomicie w rozgrywkach europejskich, na krajowych boiskach męczy się niemiłosiernie i jest tylko cieniem wielkiej drużyny. Problem jest głębszy i nie da się go zlikwidować bez poważnej analizy, zmian mentalnych i kadrowych. Gra Królewskich na stadionie Levante w Walecji była chaotyczna i niedokładna. Tradycyji stało się zadość i pierwsza połowa była tragiczna, a dobre zagrania madrytczyków można policzyć na palcach jednej ręki. Nie będę więcej pisał bo w tym sezonie powtarzam to samo co tydzień. Gospodarze spotkania byli lepsi i w niczym nie przypominali wystraszonej drużyny z Camp Nou, gdzie w pierwszej kolejce przegrali 0-7.
   Brak emocji w pierwszej połowie z nawiązką wynagrodziła druga, jednak wcale nie za sprawą znacznej poprawy jakości gry. Owszem, Real naciskał i przyspieszył tempo akcji lecz niewiele z tego wynikało. Optyczna przewaga nie przekładała się na klarowne sytuacje bramkowe. Goście nie mieli pomysłu na sforsowanie dobrze ustawionej obrony gospodarzy. To nic nowego, od dawna w Realu brakuje błyskotliwych i niekonwencjonalnych zagrań, które mogłyby zaskoczyć przeciwnika i otworzyć drogę do bramki, zaś szybkie i dynamiczne kontry są jedynie odległym wspomnieniem. Tymczasem drużyna Levante kontratakowała i w 57 minucie wyszła na prowadzenie. Chwilę później wyrównał Ramos, który tego dnia był nieźle dysponowany. Mógł nawet strzelić 2 gola, ale jego uderzenie tuż przed linią bramkową zastopował… Karim Benzema. Ile jeszcze szkody musi wyrządzić ten nieskuteczny i wyjątkowo słaby Francuz, by Ancelotti przestał go bronić i postawił na młodych Hiszpanów? Stevie Wonder by zauważył, że Benzema nie jest w formie i nic nie wnosi do zespołu. Gadanie o braku doświadczenia Moraty budzi zażenowanie, bo kiedy ma chłopak nabierać tego doświadczenia, jeśli trener wystawia go najwyżej na kilkanaście minut? Jest lepszy technicznie i bardziej dynamiczny od ociężałego Francuza.
   Wymiana ciosów trwała dalej lecz gdy gospodarze w 87 minucie ponownie wyszli na prowadzenie, szykowałem się do napisania komentarza „La Liga bye bye„, bo 8 punktów straty do Barcelony byłoby nie do odrobienia przy tak katastrofalnej grze. Wtedy jednak błysnął wprowadzony kwadrans wcześniej Álvaro Morata i w 90 minucie wyrównał stan meczu po zagraniu, o jakim Benzema może tylko pomarzyć. Los Blancos nacierali dalej i gdy kolejna strata punktów była niemal oczywista, w ostatniej akcji spotkania na mocny strzał zdecydował się mało widoczny wcześniej Cristiano Ronaldo. Piłka odbita od obrońcy wpadła do bramki i zapewniła Królewskim cenne 3 punkty. Real walczył do końca, odrobił straty i pokazał charakter. Wolałbym wprawdzie dobrą grę i futbol na światowym poziomie, ale trzeba brać co dają. A dają niewiele.
   Teraz przerwa na mecze reprezentacji, a za 3 tygodnie wizyta w Barcelonie. W obecnej formie Blancos nie mają po co jechać na Camp Nou. Trzeba jednak wierzyć, bo ostatnio radzili tam sobie całkiem nieźle. Ancelotti ma coraz mniej czasu na zmianę stylu gry Realu. Każda kolejna strata punktów może zakończyć rywalizację o mistrzostwo Hiszpanii. Gratulując ostatnich 5 minut z Levante (i zapominając o wcześniejszych mękach) pozostaję w ciągłym oczekiwaniu na pierwszy dobry ligowy mecz Realu w tym sezonie.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: