NEW ORDER
Lost Sirens
2013
Ile lat można funkcjonować na rynku muzycznym mając na koncie jeden przebój? Jeśli jest się spadkobiercą legendarnego Joy Division – bardzo długo. New Order robi to już od ponad 30 lat, a i tak wszyscy pamietają ich tylko za Blue Monday – wielki dyskotekowy przebój z roku 1983. Pod względem komercyjnym nigdy nawet nie zbliżyli się do tego poziomu. Pod względem artystycznym – tu można dyskutować, bo to sprawa subiektywna, jednak tylko wtedy mieli swoje 5 minut (płyty Power, Corruption & Lies i Low-Life). New Order muzycznie nigdy nie miał zbyt wiele wspólnego z Joy Division, bo bez Iana Curtisa – podobnie jak The Doors bez Jima Morrisona, tamten koncept nie mógł funkcjonować. Dobrze, że muzycy znaleźli sobie nowy image. Szkoda, że nie potrafili tworzyć wyrazistych kompozycji (poza Blue Monday oczywiście). Wiem, że narażę sie wielu fanom, ale tak uważam. Grają od lat tak samo i to samo.
Gdy po ostatnim albumie Waiting For The Sirens’ Call z 2005 roku grupa zawiesiła działalność, uznałem, że to jej definitywny koniec. Ale z czegoś trzeba żyć i opłacać rachunki, jak śpiewa Bernard Sumner. Zespół się więc reaktywował i wydał nowy stary album. Nowy, bo ukazał się w 2013 roku. Stary, bo zawiera nagrania odrzucone podczas sesji do wspomnianej wyżej płyty. Da się tego posłuchać, lecz nie bardzo jest po co, można co najwyżej potańczyć przy Sugarcane. Banalne melodie, żadne z nagrań nie porywa, nie fascynuje, nie kręci. Ot takie typowe taneczne gitarowe granie w średnim tempie, jakie znamy z wielu krążków kapeli. Przez chwilę zaciekawia, potem ciągnie się niemiłosiernie. Nuda do kwadratu, bez żadnego pomysłu, czegoś, co by pozwoliło zapamiętać choć jedną z bezbarwnych melodii. Lost Sirens to tylko krótki suplement do dyskografii New Order – miły dla fanów, całkowicie obojętny dla reszty. Ja jestem w tej drugiej grupie.
Gdy po ostatnim albumie Waiting For The Sirens’ Call z 2005 roku grupa zawiesiła działalność, uznałem, że to jej definitywny koniec. Ale z czegoś trzeba żyć i opłacać rachunki, jak śpiewa Bernard Sumner. Zespół się więc reaktywował i wydał nowy stary album. Nowy, bo ukazał się w 2013 roku. Stary, bo zawiera nagrania odrzucone podczas sesji do wspomnianej wyżej płyty. Da się tego posłuchać, lecz nie bardzo jest po co, można co najwyżej potańczyć przy Sugarcane. Banalne melodie, żadne z nagrań nie porywa, nie fascynuje, nie kręci. Ot takie typowe taneczne gitarowe granie w średnim tempie, jakie znamy z wielu krążków kapeli. Przez chwilę zaciekawia, potem ciągnie się niemiłosiernie. Nuda do kwadratu, bez żadnego pomysłu, czegoś, co by pozwoliło zapamiętać choć jedną z bezbarwnych melodii. Lost Sirens to tylko krótki suplement do dyskografii New Order – miły dla fanów, całkowicie obojętny dla reszty. Ja jestem w tej drugiej grupie.