REAL-GETAFE 4-1 Pewna wygrana w małych derby Madrytu

   Real Madryt, opromieniony wysokim zwycięstwem w Lidze Mistrzów, przystąpił do meczu z Getafe w roli wyraźnego faworyta. Kibice oczekiwali goleady, bo w ostatnich 3 meczach z lokalnym rywalem Królewscy za każdym razem trafiali 4-krotnie. Tym większe było zdziwienie, gdy goście po kilku minutach jako pierwsi strzelili bramkę. Jeszcze większe nastąpiło po kwadransie, gdy gospodarze nie potrafili stworzyć ani jednej groźnej sytuacji. Ruszali się jak muchy w smole. Wcześniej oglądałem imponujące zwycięstwo Manchesteru City nad United i byłem pod wrażeniem tempa rozgrywanych akcji. Oglądając Real myślałem, że gra toczy się w zwolnionym tempie. Wolniej gra się chyba tylko w lidze polskiej. Oczywiście umiejętności graczy obu zespołów nie pozostawiają wątpliwości, kto jest lepszy, i bramki musiały paść, ale trzeba je sobie wypracować. Real wyrównał po rzucie wolnym (Pepe dobił strzał Cristiano Ronaldo) i wyszedł na prowadzenie po rzucie karnym (oczywiście CR7). Do przerwy było więc 2-1 po słabej, mało dokładnej i wolnej grze Realu, który nie potrafił strzelić gola z akcji. Z pomocą przyszły stałe fragmenty gry, które od dawna są siłą zespołu z Madrytu.
   Druga połowa to już całkowita dominacja Blancos, którzy rozkręcali się z każdą minutą, chociaż zaczęli dość niemrawo. Proszę sobie wyobrazić sytuację z 52 minuty – López łapie piłkę po rzucie rożnym i nie ma komu zagrać na szybką kontrę. Podaje do obrońcy, ten nie umie rozprowadzić akcji i naciskany wybija w aut. Taka nieporadność jest niedopuszczalna w takim klubie. Mimo to Real grał coraz lepiej, a po pięknym zagraniu Cristiano z rzutu wolnego okazję wykorzystał Isco podwyższając na 3-1. Getafe nie było chłopcem do bicia, nie zaparkowało autobusu w polu karnym i wyprowadzało niezłe kontry, jednak brakowało wykończenia i nie było po nich wielkiego zagrożenia. Przy 3-1 mecz był wygrany, pozostało kwestią, kiedy (i czy) padną kolejne bramki. Fatalnie grał Benzema (to nic nowego) marnując idealne sytuacje (co najmniej dwie stuprocentowe), za to świetnie prezentował się Angel Di María. Real oddał w sumie 29 strzałów (12 celnych) więc tych bramek trochę mało jak na taką kanonadę. Ponieważ jednak tradycja zobowiązuje – Real zagrał do końca i strzelił gola nr 4. W 93 minucie talentem błysnął niezwykle aktywny Cristiano Ronaldo i piętą ustalił wynik spotkania. Ta bramką wyprzedził w klasyfikacji strzelców słynnego Hugo Sáncheza. Teraz na celowniku Portugalczyka Puskás, potem Santillana, Di Stéfano i Raúl.
   Real wygrał pewnie chociaż gra nie była szybka ani piękna. Madrytczycy mają odpowiednich zawodników, by bez większego wysiłku radzić sobie z drużynami pokroju Getafe, a gdyby zamiast Benzemy grał rasowy napastnik, wynik byłby znacznie wyższy. Powinien być. Jednak 4 bramki to i tak nieźle. Do poprawy skuteczność i forma fizyczna, bo brak szybkości był az nadto widoczny. Tak ślamazarne tempo wyprowadzania akcji na lepsze ekipy może nie wystarczyć.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: