AVENGED SEVENFOLD Hail To The King

Avenged Sevenfold Hail King recenzjaAVENGED SEVENFOLD
Hail To The King
2013
altaltaltaltalt

Kalifornijski metalcore’owy kwintet Avenged Sevenfold (określany skrótowo A7X) od kilku lat konsekwentnie idzie w kierunku hard rocka i heavy metalu. Podobną drogę przebyła kiedyś thrashowa Metallica, której największą popularność zapewnił słynny Czarny Album i zawarte tam przeboje. Zestawienie go z 5 lat wcześniejszym dziełem Master Of Puppets doskonale obrazuje te zmiany. Zapatrzony w Metallikę A7X również postanowił uprościć brzmienie. Już poprzedni krążek Nightmare z metalcorem miał niewiele wspólnego, ale był mało wyrazisty melodycznie (mówię o części rockowej, nie balladowej). Tak jak …And Justice For All Metalliki. Hail To The King przynosi łatwiejsze melodie, radiowe przeboje i dużo prostej, chociaż wciąż bardzo ciężkiej muzyki. Tak jak Czarny Album Metalliki.
   Słuchając nowych nagrań A7X dochodzimy do zasadniczego pytania: do kiedy kopiowanie jest dozwolone? Czy powielanie cudzych pomysłów to plagiat, czy jedynie inspiracja? W tym przypadku opowiadam się po stronie kapeli. Co z tego, że czasem brzmi jak Guns N’Roses czy Iron Maiden, wykorzystuje smyczki podobnie jak Led Zeppelin w utworze Kashmir, a generalnie całość mocno zalatuje Metalliką ze wspomnianego Czarnego Albumu (porównajcie This Means War do Sad But True). Pytam: co z tego? Po to mamy klasyków, by się nimi inspirować. W hard rocku czy heavy metalu nikt ponownie prochu nie wymyśli. Ważne, że muzycy wzięli to, co najlepsze, na bazie tego stworzyli znakomite kompozycje i nagrali spójny stylistycznie, świetnie brzmiący (za produkcję płyty odpowiadał Mike Elizondo), potężny album, który powinien zadowolić każdego fana ciężkiego rocka opartego na bluesie. Jest tu moc i siła, jest odpowiednia doza melodii, właściwy rytm, udane solówki, wszystko wyważone i na swoim miejscu. Nie ma też mowy o powtórce z Nightmare, gdzie połowę nagrań stanowiły łzawe pościelówy – na nowym albumie są tylko 2 ballady, klasycznie skonstruowane i… klasycznie nudne. Nie przeszkadzają ale też nie porywają, w przeciwieństwie do reszty materiału.
   Brytyjski Metal Hammer w stosunku do Avenged Sevenfold trochę na wyrost użył określenia „nowa Metallica” i od razu na forach internetowych zawrzało. O podobieństwach już pisałem, są ewidentne, ale nie wolno tykać świętości. Metallica to Metallica, a Kalifornijczycy po prostu nagrali świetny album w podobnej stylistyce. Jego pierwsza część po prostu kładzie na łopatki. Shepherd Of Fire, Hail To The King, This Means War to absolutnie rewelacyjne numery. To heavy metal najwyższej próby. Ale reszta niewiele gorsza. Przebojowy, rytmiczny Heretic, okraszony chóralnymi zaśpiewami Requiem, mocno ironmaidenowaty Coming Home czy gunsowaty Doing Time – każdy z tych numerów mógłby być wielkim rockowym hitem. Świetne gitary, siarczyste riffy, udane melodie. Płyta doskonała? Prawie…
   Ponieważ czerpanie z mistrzów mi nie przeszkadza (a przynajmniej nie tak bardzo, jak wielu krytykom zarzucającym grupie wtórność i sztuczność), mogę śmiało wystawić wysoką ocenę. Nawet jeśli ballady mi nie podchodzą – i bez nich jest tu wystarczająco dużo kapitalnego grania. Bardzo mocna czwórka i pewny kandydat do Top10 roku 2013.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: