ANGELS OF BABYLON
Thundergod
2013
Kenny Earl ?Rhino? Edwards, były perkusista amerykańskiego Manowar, założył własną formację Angels Of Babylon i 3 lata temu z hukiem wtargnął na scenę heavymetalową świetnym albumem Kingdom Of Evil. Bezkompromisowe powermetalowe łojenie (niczym w macierzystej kapeli) oparte na starych dobrych wzorcach przypadło do gustu publiczności, która musiała się jednak uzbroić w cierpliwość, bo Rhino to bardzo zajęty różnymi projektami facet i dopiero po 3 latach powrócił do studia nagraniowego. Niedawno ukazał się drugi krążek Angels Of Babylon, na którym lider postanowił dodatkowo wykonać partie wokalne (wcześniej śpiewał David Fefolt). Zabieg ciekawy ale opłacił się gdyż Rhino ma mocny głos pasujący do metalu, a styl przypominający nieodżałowanego Ronniego Jamesa Dio jest jak najbardziej na miejscu.
Thundergod przynosi porcję bardzo dynamicznej, ale też niezwykle melodyjnej muzyki rockowej. Nawiązania do Judasów, Sabbathów czy Rainbow są oczywiste, podobnie jak klimat najlepszych kompozycji Manowar. Nie jest to może odkrywcze, ale pędzi lepiej niż Pendolino po polskich torach – tytułowy Thundergod na samym początku czy zamykający płytę Bullet wręcz urywają łeb. Ostra muzyka i świetne melodie – połączenie idealne. Jednak nie cały krążek ma takie tempo, bo kto by to wytrzymał. Zaletą jest tu różnorodność kompozycji przy zachowaniu ich poziomu artystycznego. Dynamiczny King Of All Kings, epicki Sondrio (świetny), tęczowy (żywcem Rainbow) What Have You Become – wszystkie te utwory zasługują na uwagę i wyróżnienie. Jest też obowiązkowa pościelówa Turning To Stone, w klimacie przypominająca Scorpions sprzed 3 dekad. Jest wreszcie mroczny i ciężki, toczący się niczym sabbathowski walec Redemption, który pod koniec ożywa i kończy w tempie adekwatnym do reszty krążka. Innymi słowy – Thundergod to dużo mocnego, męskiego grania. Nawet jeśli nie wszystkie melodie zachwycają, a Rhino mimo wszystko nieco lepiej wali w bębny niż śpiewa (chociaż jako wokalista też daje radę), to nie ma co szukać dziury w całym. Bardzo dobra, prosta płyta, panowie łoją równo i w dobrym tempie. Jest czad i jest melodia. I są 4 gwiazdki (takie 7/10, ale tym razem podciągam w górę, bo niedawno ktoś mi zarzucił, że jestem zbyt surowy).
Thundergod przynosi porcję bardzo dynamicznej, ale też niezwykle melodyjnej muzyki rockowej. Nawiązania do Judasów, Sabbathów czy Rainbow są oczywiste, podobnie jak klimat najlepszych kompozycji Manowar. Nie jest to może odkrywcze, ale pędzi lepiej niż Pendolino po polskich torach – tytułowy Thundergod na samym początku czy zamykający płytę Bullet wręcz urywają łeb. Ostra muzyka i świetne melodie – połączenie idealne. Jednak nie cały krążek ma takie tempo, bo kto by to wytrzymał. Zaletą jest tu różnorodność kompozycji przy zachowaniu ich poziomu artystycznego. Dynamiczny King Of All Kings, epicki Sondrio (świetny), tęczowy (żywcem Rainbow) What Have You Become – wszystkie te utwory zasługują na uwagę i wyróżnienie. Jest też obowiązkowa pościelówa Turning To Stone, w klimacie przypominająca Scorpions sprzed 3 dekad. Jest wreszcie mroczny i ciężki, toczący się niczym sabbathowski walec Redemption, który pod koniec ożywa i kończy w tempie adekwatnym do reszty krążka. Innymi słowy – Thundergod to dużo mocnego, męskiego grania. Nawet jeśli nie wszystkie melodie zachwycają, a Rhino mimo wszystko nieco lepiej wali w bębny niż śpiewa (chociaż jako wokalista też daje radę), to nie ma co szukać dziury w całym. Bardzo dobra, prosta płyta, panowie łoją równo i w dobrym tempie. Jest czad i jest melodia. I są 4 gwiazdki (takie 7/10, ale tym razem podciągam w górę, bo niedawno ktoś mi zarzucił, że jestem zbyt surowy).