Przystępując do meczu z Villarrealem Królewscy znali wynik Barcelony, która szczęśliwie wygrała strzelając zwycięskiego gola w ostatniej akcji meczu. Sevilla została obrabowana na Camp Nou (sędzia nie uznał im prawidłowej bramki, a gospodarzom zaliczył kontrowersyjne trafienie), niemniej 3 punkty zostały w Katalonii i Real powinien był wygrać, by nie tracić dystansu do najgroźniejszego rywala. Wygrać się nie udało, zaś remis jest i tak świetnym wynikiem zważywszy na to, co Królewscy zaprezentowali na boisku. Mecz z beniaminkiem zostanie zapamiętany jako debiut Garetha Bale’a w Realu Madryt. Debiut wypadł efektownie gdyż Walijczyk strzelił bramkę w 39 minucie i w zasadzie była to jedyna dobra akcja Blancos w pierwszej połowie. Wstyd przyznać, ale przez pierwsze pół godziny był to mecz do jednej bramki – naszej. Villarreal dominował absolutnie. Gospodarze byli szybsi, dokładniejsi, efektowniejsi, grali ładnie dla oka, z polotem i pomysłem – czyli odwrotnie niż schematyczny i powolny Real. Znakomita postawa Diego Lópeza uratowała madrytczyków w 3 czy 4 sytuacjach i dzięki temu Villarreal zdobył tylko 1 bramkę (Cani w 21 minucie), bo nonszalancja Ramosa i błędy obrony co chwila przyprawiały o ból głowy.
Po przerwie sytuacja nie uległa dramatycznej zmianie, jednak Real potrafił zagrozić bramce rywala, nawet wyszedł na prowadzenie (niezawodny, choć dzisiaj średnio grający Cristiano Ronaldo), lecz chwilę później gospodarze wyrównali i już tak pozostało do końca. Lepsze sytuacje miał Villarreal i zasłużył na zwycięstwo. Warto tutaj dodać, że chociaż to beniaminek, jest to drużyna świetnie zorganizowana, grająca od dawna w tym samym składzie, niesiona entuzjazmem i znakomitym przygotowaniem technicznym. Chłopaki wygrali pierwsze 3 mecze i są na fali. Mogą grać z zamkniętymi oczami, każdy wie co robić, jak się ustawiać i gdzie zagrać piłkę. Miło było na to patrzeć. Chciałbym, aby Real tak właśnie grał. Tymczasem Królewscy zwalniali akcje, rzadko grali z pierwszej piłki i gubili się przy szybkich atakach gospodarzy. Po raz kolejny okazało się, że nieustanny pressing to świetna broń na Real. Podobnie grała Borussia Dortmund w zeszłym roku.
Słaby występ Realu można tłumaczyć przerwą reprezentacyjną, brakiem niektórych zawodników, kontuzjami, itd., ale braku sił, biegania, walki o każdą piłkę, zostawiania płuc na boisku nic nie usprawiedliwa. Potrzeba więcej agresji, bo przecież umiejętności zawodników są wysokie. Real wystąpił dzisiaj w najmocniejszym składzie, a na boisku panowal chaos. Villarreal nie ma wybitnych piłkarzy, ale na boisku tworzą oni sprawny, zgrany zespół. Królewscy mają indywidualności i potrafią to wykorzystać, ale nie towrzą dobrej drużyny, a to już praca i odpowiedzialność trenera, by to zmienić. I to szybko, bo każda strata punktów może być trudna do odrobienia. Potencjał jest, kadrowo Real jest silny jak dawno nie był (pomijając brak prawdziwego napastnika w miejsce ociężałego Benzemy), ale gra jeszcze daleka od tego, czego można i trzeba oczekiwać od takiej drużyny. Znamienne było jedno zdanie relacjonującego mecz komentatora: „To przypomina polowanie niedźwiedzia na myszy, które rozbiegły się po kuchni, gdy zapala się światło.” Hmm…..
Po przerwie sytuacja nie uległa dramatycznej zmianie, jednak Real potrafił zagrozić bramce rywala, nawet wyszedł na prowadzenie (niezawodny, choć dzisiaj średnio grający Cristiano Ronaldo), lecz chwilę później gospodarze wyrównali i już tak pozostało do końca. Lepsze sytuacje miał Villarreal i zasłużył na zwycięstwo. Warto tutaj dodać, że chociaż to beniaminek, jest to drużyna świetnie zorganizowana, grająca od dawna w tym samym składzie, niesiona entuzjazmem i znakomitym przygotowaniem technicznym. Chłopaki wygrali pierwsze 3 mecze i są na fali. Mogą grać z zamkniętymi oczami, każdy wie co robić, jak się ustawiać i gdzie zagrać piłkę. Miło było na to patrzeć. Chciałbym, aby Real tak właśnie grał. Tymczasem Królewscy zwalniali akcje, rzadko grali z pierwszej piłki i gubili się przy szybkich atakach gospodarzy. Po raz kolejny okazało się, że nieustanny pressing to świetna broń na Real. Podobnie grała Borussia Dortmund w zeszłym roku.
Słaby występ Realu można tłumaczyć przerwą reprezentacyjną, brakiem niektórych zawodników, kontuzjami, itd., ale braku sił, biegania, walki o każdą piłkę, zostawiania płuc na boisku nic nie usprawiedliwa. Potrzeba więcej agresji, bo przecież umiejętności zawodników są wysokie. Real wystąpił dzisiaj w najmocniejszym składzie, a na boisku panowal chaos. Villarreal nie ma wybitnych piłkarzy, ale na boisku tworzą oni sprawny, zgrany zespół. Królewscy mają indywidualności i potrafią to wykorzystać, ale nie towrzą dobrej drużyny, a to już praca i odpowiedzialność trenera, by to zmienić. I to szybko, bo każda strata punktów może być trudna do odrobienia. Potencjał jest, kadrowo Real jest silny jak dawno nie był (pomijając brak prawdziwego napastnika w miejsce ociężałego Benzemy), ale gra jeszcze daleka od tego, czego można i trzeba oczekiwać od takiej drużyny. Znamienne było jedno zdanie relacjonującego mecz komentatora: „To przypomina polowanie niedźwiedzia na myszy, które rozbiegły się po kuchni, gdy zapala się światło.” Hmm…..