POWERWOLF
Preachers Of The Night
2013





Niemieckie Wilki nie zwalniają tempa – Preachers Of The Night to już ich 5. album. Grupa braci Greywolf, której liderem jest rumuński wokalista i śpiewak operowy Attila Dorn, dorobiła się dzięki niemu charakterystycznego stylu, zaś tematyka ich utworów oscyluje wokół motywów z wierzeń i legend znanych z kultury rumuńskiej (wilkołaki, wampiry). Zresztą tytuły wydawanych regularnie co dwa lata płyt mówią same za siebie: Return In Bloodred, Lupus Dei, Bible Of The Beast, Blood Of The Saints.
Znający twórczość Powerwolf wiedzą doskonale, czego się spodziewać po nowym albumie. Potężne, nieco symfoniczne brzmienie, dynamiczne, energiczne gitary, pełne mocy utwory, zero taryfy ulgowej. Dokładnie tak jest na Preachers Of The Night, z tą jedynie różnicą, że nowe nagrania cechuje większa melodyjność i przebojowość (chociaż to też kwestia względna – co kto lubi). Kościelny, nieco mroczny klimat oczywiście pozostał – to głównie zasługa śpiewu wokalisty, a także często wykorzystywanych chórów. Tylko że w kościele nikt tak nie zagra. To power metal w najczystszej postaci. Przyznam jednak, że nie do końca w moim guście – po kilku utworach zaczęło mnie to nużyć. Klimat i tempo to za mało. Wszystko to zlewa się w jedną całość, która przestaje być tak atrakcyjna jak poszczególne nagrania osobno. Pamiętam debiut Enigmy – projektu Michaela Cretu, także pochodzącego z Rumunii, i wielki sukces utworu Sadeness w 1990 roku. Umiejętne połączenie popu z chorałami gregoriańskimi było czymś świeżym i akceptowalnym w małej dawce. Cały album już nieco nużył, a kolejne nie dały się słuchać. Z Powerwolf nie jest aż tak źle – fani będą zadowoleni, jest moc i czad (chociaż nie tyle, co na poprzednich krążkach), da się tego słuchać bez palca na play next, ale do zachwytów droga daleka. Solidnie lecz nieco nudnawo.
Znający twórczość Powerwolf wiedzą doskonale, czego się spodziewać po nowym albumie. Potężne, nieco symfoniczne brzmienie, dynamiczne, energiczne gitary, pełne mocy utwory, zero taryfy ulgowej. Dokładnie tak jest na Preachers Of The Night, z tą jedynie różnicą, że nowe nagrania cechuje większa melodyjność i przebojowość (chociaż to też kwestia względna – co kto lubi). Kościelny, nieco mroczny klimat oczywiście pozostał – to głównie zasługa śpiewu wokalisty, a także często wykorzystywanych chórów. Tylko że w kościele nikt tak nie zagra. To power metal w najczystszej postaci. Przyznam jednak, że nie do końca w moim guście – po kilku utworach zaczęło mnie to nużyć. Klimat i tempo to za mało. Wszystko to zlewa się w jedną całość, która przestaje być tak atrakcyjna jak poszczególne nagrania osobno. Pamiętam debiut Enigmy – projektu Michaela Cretu, także pochodzącego z Rumunii, i wielki sukces utworu Sadeness w 1990 roku. Umiejętne połączenie popu z chorałami gregoriańskimi było czymś świeżym i akceptowalnym w małej dawce. Cały album już nieco nużył, a kolejne nie dały się słuchać. Z Powerwolf nie jest aż tak źle – fani będą zadowoleni, jest moc i czad (chociaż nie tyle, co na poprzednich krążkach), da się tego słuchać bez palca na play next, ale do zachwytów droga daleka. Solidnie lecz nieco nudnawo.