SECONDS BEFORE LANDING
The Great Deception
2013





Seconds Before Landing, projekt amerykańskiego muzyka Johna Crispina, to zupełnie nowa nazwa na rynku muzycznym, ale fani Pink Floyd powinni ją koniecznie zapamiętać. Wydany niedawno debiutancki album The Great Deception to krążek przepełniony klimatami znanymi z twórczości Gilmoura i Watersa, podobny jest nawet sposób łączenia poszczególnych utworów, które tworzą barwną, niespełna 70-minutową suitę. Crispin, który jest głównym wokalistą, gra też na klawiszach i perkusji, do współpracy przy nagraniach zaprosił całkiem pokaźne grono gości. Najbardziej znani są gitarzysta King Crimson Trey Gunn i basista Tim Bogert z Vanilla Fudge i Cactus. Partie wokalne obok autora wykonuje Katie O’Toole oraz w chórkach Vanessa Campagna i Carrie Marie Jackson. Producentem całości jest Andy Jackson – inżynier dźwięku grupy Pink Floyd. Jego rękę słychać w każdym nagraniu.
Właściwie trudno opisać tę muzykę i nie wiem, czy jest taka potrzeba, bo przecież hasło Pink Floyd mówi wszystko. Stonowane, zahaczające o ambient prog-rockowe granie z mocno wyeksponowanymi partiami gitary i tęsknymi wokalami. Klimatyczny rock budzący skojarzenia nie tylko z Pink Floyd, ale także innymi klasykami progresywnego rocka, choćby wczesnym Porcupine Tree. 14 utworów umiejętnie połączonych ze sobą (głównie za pomocą fragmentów rozmów – kłania się The Wall Floydów), z których niemal każdy to mała muzyczna perełka. Trudno je wyróżniać, bo stanowią nierozerwalną całość i najlepiej smakują zebrane razem. Tworzą piękną opowieść o Ziemi rozdartej przez wojnę i przemoc. Mnie najbardziej zauroczyły piosenki śpiewane przez Crispina I’m All Alone i Solitary Man, żeńska My Time To Go i instrumental Welcome, To The Future. Jednak nie ma sensu słuchać ich osobno – główną siłą tej płyty jest atmosfera, specyficzny klimat muzycznej opowieści. Nie ukrywam, że mam słabość do Pink Floyd i muzyki im pokrewnej, ale zapewniam, że nawet nie będąc fanem Watersa i spółki warto znaleźć godzinę, by odprężyć się przy dźwiękach The Great Deception.
Właściwie trudno opisać tę muzykę i nie wiem, czy jest taka potrzeba, bo przecież hasło Pink Floyd mówi wszystko. Stonowane, zahaczające o ambient prog-rockowe granie z mocno wyeksponowanymi partiami gitary i tęsknymi wokalami. Klimatyczny rock budzący skojarzenia nie tylko z Pink Floyd, ale także innymi klasykami progresywnego rocka, choćby wczesnym Porcupine Tree. 14 utworów umiejętnie połączonych ze sobą (głównie za pomocą fragmentów rozmów – kłania się The Wall Floydów), z których niemal każdy to mała muzyczna perełka. Trudno je wyróżniać, bo stanowią nierozerwalną całość i najlepiej smakują zebrane razem. Tworzą piękną opowieść o Ziemi rozdartej przez wojnę i przemoc. Mnie najbardziej zauroczyły piosenki śpiewane przez Crispina I’m All Alone i Solitary Man, żeńska My Time To Go i instrumental Welcome, To The Future. Jednak nie ma sensu słuchać ich osobno – główną siłą tej płyty jest atmosfera, specyficzny klimat muzycznej opowieści. Nie ukrywam, że mam słabość do Pink Floyd i muzyki im pokrewnej, ale zapewniam, że nawet nie będąc fanem Watersa i spółki warto znaleźć godzinę, by odprężyć się przy dźwiękach The Great Deception.