I AM KLOOT
Let It All In
2013
I Am Kloot to nie jest zespół z pierwszej ligi brytyjskiego rocka, ale czy to w czymś przeszkadza? Absolutnie nie. Jego melodyjne i romantyczne piosenki od ponad dekady radują uszy miłośników folku, którego wprawdzie nie jestem fanem, lecz wiem, że ma w Polsce spore grono sympatyków. Klimaty Neila Diamonda, Lou Reeda czy wczesnego Boba Dylana wielu odrzucą już na wstępie, jednak pozostali chętnie sięgną po omawiany krążek. Ktoś niedawno sugerował mi, bym nie pisał o muzyce, która mnie nie rusza, na której się nie znam. Dlaczego? Nie zamierzam się ograniczać i zamykać na żadną muzykę. Zawsze mogę trafić na krążek, który zmieni moje podejście do danego gatunku. A jeśli coś mi się nie podoba, też o tym piszę – po to założyłem blog muzyczny. Poza tym nie jestem zwolennikiem sztwynych podziałów w muzyce, tym bardziej, gdy niemal każdy krążek miesza różne style. Wracając do sedna – może nie padnę na kolana przed I Am Kloot, muszę jednak docenić, że nagrali ładny, klimatyczny album. Co prawda niemal identyczny jak kilka poprzednich, ale nadal uroczy.
Grupa z Manchesteru od lat się nie zmienia. Nie musi. Muzycy nie szukają poklasku. Grają swoje i robią to dobrze. Ciepły, niezwykle wyrazisty głos Johna Bramwella dominuje nad delikatnymi aranżacjami spokojnych, akustycznych ballad. Ale jakże barwne i urokliwe to piosenki. Nie bez powodu porównywane z Elbow – wokalista tej właśnie grupy jest producentem płyty I Am Kloot. Nie napiszę, że każda z 10 kompozycji jest świetna i od dzisiaj jestem fanem folk-rocka. Nic z tego. Kilka nagrań niczym nie zaskakuje – są dość przeciętne, choć nadal urokliwe. Ale o sile płyty stanowią prawdziwe perełki. Pierwsza już na starcie: Bullets to leniwa, lekko bluesowa historyjka, która pod koniec eksploduje potężną, genialną solówką gitarową. Zaskoczenie? Owszem, lecz takich zwrotów i smaczków jest tu więcej, dlatego można wybaczyć kompozycje zaledwie średnie. Niektóre jednak urzekają swą prostotą, jak choćby Let Them All In czy Even In The Stars. Wracam do perełek – są jeszcze co najmniej dwie. Przepiękna melodia Hold Back The Night, okraszona dęciakami i efektowną partią smyczków, oraz mocno beatlesowska w nastroju These Days Are Mine z fantastycznie wkomponowanym orientalnym motywem. To tacy bardziej ambitni Beatlesi gdzieś z czasów Sierżanta Pieprza. Mój absolutny faworyt na płycie, z której – chcąc nie chcąc, wymieniłem połowę nagrań. Chyba cofam odniesienia do Diamonda czy Reeda – na żadnym krążku tych panów nie byłbym w stanie znaleźć 5 dobrych kompozycji.
I Am Kloot nie poprawi swoich notowań tym albumem. Zadowoleni będą ci, którzy od lat grupę cenią i szanują. Pozostali raczej odpuszczą, ale ja serdecznie polecam. Mimo iż nie jestem miłośnikiem akustycznego grania. Na szczęście Let It All In jest urozmaicony i znacznie wykracza poza ramy tradycyjnego folku.
Grupa z Manchesteru od lat się nie zmienia. Nie musi. Muzycy nie szukają poklasku. Grają swoje i robią to dobrze. Ciepły, niezwykle wyrazisty głos Johna Bramwella dominuje nad delikatnymi aranżacjami spokojnych, akustycznych ballad. Ale jakże barwne i urokliwe to piosenki. Nie bez powodu porównywane z Elbow – wokalista tej właśnie grupy jest producentem płyty I Am Kloot. Nie napiszę, że każda z 10 kompozycji jest świetna i od dzisiaj jestem fanem folk-rocka. Nic z tego. Kilka nagrań niczym nie zaskakuje – są dość przeciętne, choć nadal urokliwe. Ale o sile płyty stanowią prawdziwe perełki. Pierwsza już na starcie: Bullets to leniwa, lekko bluesowa historyjka, która pod koniec eksploduje potężną, genialną solówką gitarową. Zaskoczenie? Owszem, lecz takich zwrotów i smaczków jest tu więcej, dlatego można wybaczyć kompozycje zaledwie średnie. Niektóre jednak urzekają swą prostotą, jak choćby Let Them All In czy Even In The Stars. Wracam do perełek – są jeszcze co najmniej dwie. Przepiękna melodia Hold Back The Night, okraszona dęciakami i efektowną partią smyczków, oraz mocno beatlesowska w nastroju These Days Are Mine z fantastycznie wkomponowanym orientalnym motywem. To tacy bardziej ambitni Beatlesi gdzieś z czasów Sierżanta Pieprza. Mój absolutny faworyt na płycie, z której – chcąc nie chcąc, wymieniłem połowę nagrań. Chyba cofam odniesienia do Diamonda czy Reeda – na żadnym krążku tych panów nie byłbym w stanie znaleźć 5 dobrych kompozycji.
I Am Kloot nie poprawi swoich notowań tym albumem. Zadowoleni będą ci, którzy od lat grupę cenią i szanują. Pozostali raczej odpuszczą, ale ja serdecznie polecam. Mimo iż nie jestem miłośnikiem akustycznego grania. Na szczęście Let It All In jest urozmaicony i znacznie wykracza poza ramy tradycyjnego folku.