SKID ROW
United World Rebellion Chapter One
2013
I tyle? chciałoby się zapytać po wysłuchaniu nowej propozycji grupy Skid Row. Amerykanie aż 7 lat kazali czekać na swoją nową muzykę i stać ich było tylko na 5 piosenek? Zresztą, czy to kogoś dziwi, skoro kapela przez 25 lat istnienia wydała tylko 5 albumów? Już dwa pierwsze, wydane na przełomie lat 80/90, zapewniły jej pieniądze i sławę, można więc było zwolnić tempo. Wprawdzie Skid Row obiecują kolejne dwie części EP-ki United World Rebellion, ale czy nie można było trochę poczekać i od razu wydać cały pełnowymiarowy album? W końcu 7 czy 8 lat – żadna różnica.
„United World Rebellion Chapter One łączy w sobie młodzieńczą energię z powalającym dźwiękiem, z jakiego jesteśmy znani i jaki jest naszą wizytówką. Mieliśmy mnóstwo niesamowitych pomysłów i strasznie się ekscytujemy tym, co nagraliśmy”, ekscytuje się Rob Hammersmith, który niedawno dołączył do zespołu jako nowy perkusista. W sumie ma sporo racji, bo nowy materiał jest niezły, chociaż na tle mocnej konkurencji niczym specjalnym się nie wyróżnia. Po prostu solidne rockowe rzemiosło. Mocny King Of Demolition porywa tempem, rytmem i chytliwym refrenem. Następny numer Let’s Go – podobne wrażenia, jest jednak nieco ostrzej (świetna partia gitarowa pod koniec). Emocje rozładowuje ballada This Is Killing Me – ujdzie w tłoku, ale to takie miałkie granie pod Bon Jovi, przy którym ja pasuję. Forma wraca w czadowym, utrzymanym w średnim tempie Get Up, w którym najlepsze mamy pod koniec: wyraziste riffy, genialna partia slide, ale gdy finałowa solówka nabiera mocy, utwór się wycisza. To niewybaczalne. Zamykający EP-kę przeciętny Stitches nie wnosi niczego nowego i zostawia słuchacza w totalnym niedosycie. Było nieźle, ale bez wielkich fajerwerków, jednak z ostateczną oceną poczekam na kolejne odsłony United World Rebellion. Widocznie panowie potrzebują więcej czasu niż 7 lat na stworzenie kilku dobrych piosenek….
„United World Rebellion Chapter One łączy w sobie młodzieńczą energię z powalającym dźwiękiem, z jakiego jesteśmy znani i jaki jest naszą wizytówką. Mieliśmy mnóstwo niesamowitych pomysłów i strasznie się ekscytujemy tym, co nagraliśmy”, ekscytuje się Rob Hammersmith, który niedawno dołączył do zespołu jako nowy perkusista. W sumie ma sporo racji, bo nowy materiał jest niezły, chociaż na tle mocnej konkurencji niczym specjalnym się nie wyróżnia. Po prostu solidne rockowe rzemiosło. Mocny King Of Demolition porywa tempem, rytmem i chytliwym refrenem. Następny numer Let’s Go – podobne wrażenia, jest jednak nieco ostrzej (świetna partia gitarowa pod koniec). Emocje rozładowuje ballada This Is Killing Me – ujdzie w tłoku, ale to takie miałkie granie pod Bon Jovi, przy którym ja pasuję. Forma wraca w czadowym, utrzymanym w średnim tempie Get Up, w którym najlepsze mamy pod koniec: wyraziste riffy, genialna partia slide, ale gdy finałowa solówka nabiera mocy, utwór się wycisza. To niewybaczalne. Zamykający EP-kę przeciętny Stitches nie wnosi niczego nowego i zostawia słuchacza w totalnym niedosycie. Było nieźle, ale bez wielkich fajerwerków, jednak z ostateczną oceną poczekam na kolejne odsłony United World Rebellion. Widocznie panowie potrzebują więcej czasu niż 7 lat na stworzenie kilku dobrych piosenek….