MEGADETH Super Collider

Megadeth Super Collider recenzjaMEGADETH
Super Collider
2013
altaltaltaltalt

Istniejący od 30 lat amerykański Megadeth, należący do tzw. „wielkiej czwórki thrash metalu” (razem z formacjami Anthrax, Metallica i Slayer), to dzisiaj już zasłużony weteran ciężkiego grania. Z 20 milionami sprzedanych płyt na koncie grupa Dave’a Mustaine’a, byłego gitarzysty Metalliki, założyciela, jedynego stałego członka i głównego kompozytora Megadeth, nie musi niczego udowadniać. Dlatego też może sobie pozwolić na nagranie kiepskiego albumu i nic się nie stanie. Fanów nie ubędzie, legenda przetrwa, zaś o finanse muzycy już dawno nie muszą się martwić.
   Super Collider to już 14 krążek zespołu, który nagrywa i wydaje płyty dość regularnie (zwykle co 2 lata). Ciekawych pomysłów jednak od dawna brakuje, wobec czego Dave stoi w miejscu, a nawet czasem robi krok do tyłu. Super Collider to właśnie taki krok. Pozornie wszystko jest na miejscu – klasyczne riffy, dobre brzmienie, muzyka typowa dla Megadeth. Brakuje tylko dobrych utworów. I tyle. Mustaine wygląda na człowieka kompletnie wypalonego. Identyczne nagrania zlewają się w niestrawną kakofonię, którą fani może kupią po 10-tym przesłuchaniu, ale pozostali będą omijać z daleka. Bezbarwne rockowe łojenie na jedno kopyto – ani to przebojowe, ani wyraziste. Jedyna zaleta to fakt, że zespół nie traci swojej tożsamości – od pierwszych taktów słychać, że to Megadeth. Trochę kulawy, ale Megadeth.
   Narzekam, bo nie potrafię ukryć mojego rozczarowania po wysłuchaniu tej płyty. Liczyłem na znacznie więcej, chociaż może trzeba zaakceptować, że najlepsze czasy muzycy mają chyba już za sobą. Z drugiej strony: never say never…. Pytanie brzmi – co lepsze: długo milczeć jak Metallica (która nagrywa raz na 5 lat, a też ma na swoim koncie potężny niewypał St. Anger oraz jedno totalne nieporozumienie z Lou Reedem – brrr!) czy nagrywać często, ale kiepskie płyty? Z dwojga złego wolę to drugie rozwiązanie, bo 5-letnie przerwy to jakiś ponury żart. Megadeth ma gorszy okres, ale może wena powróci już za 2 lata? Na Super Collider nie znalazłem ani jednej godnej wspomnienia kompozycji. Przepraszam, jest jedna pod koniec: Cold Sweat, ale to przeróbka klasyka Thin Lizzy, więc nie ma o czym gadać. Po namyśle doszedłem do wniosku, że nie będę aż tak okrutny i wymienię przynajmniej Beginning Of Sorrow i noszący pozory przebojowości Forget To Remember. Niewiele to podnosi ocenę całości, ale zawsze da się posłuchać bez zgrzytania zębami. Jedna gwiazdka to może zbyt surowa ocena, dam więc dwie, ale mocno naciągane.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: