BETH HART Bang Bang Boom Boom

Beth Hart Bang Bang Boom Boom recenzjaBETH HART
Bang Bang Boom Boom
2012

altaltaltaltalt

Ręka do góry, komu mówi wiele nazwisko Beth Hart. Chyba nie znalazłoby się dużo takich osób. Ta amerykańska pianistka i bluesrockowa wokalistka bardziej jest w Polsce znana z płyty Don’t Explain nagranej niedawno z Joe Bonamassą, ewentualnie z utworu Mother Maria z debiutanckiego albumu Slasha. Pora jak najszybciej nadrobić tę zaległość i posłuchać albumu o dziwacznym i niepoważnym tytule Bang Bang Boom Boom. Zapewniam, że muzyka Beth jest całkiem na serio, zaś płyta obrazuje wszechstronne możliwości wokalne tej obdarzonej wyrazistym głosem artystki.
„Ten album to nowy głos, i nowy kierunek, w którym chcę podążać. To zupełnie nowy start dla mnie”, mówi Beth Hart, która wreszcie uporała się z narkotykowo-alkoholowymi problemami. Ale jaki jest to kierunek? Bluesowy? Z pewnością tak, niemniej omawiana płyta jest tak różnorodna, że trudno jednoznacznie stwierdzić. Na starcie genialny, rewelacyjnie zaśpiewany Baddest Blues, zaraz potem nieco frywolny utwór tytułowy (który promował album na singlu), następnie zadziorne i ostre bluesisko Better Man, po nim delikatna pościelówa – też blues, a jakże, mój ulubiony Caught Out In The Rain. Ponad 7 minut, a ja nie mam dosyć. Uwielbiam takie granie. Jeszcze nie zdążyłem wyjść z zachwytu, a tu Beth cofa się o dwie dekady i serwuje swingujący kawałek z dęciakami, po nim soulujący With You Everyday z wzorcową partią wokalną, a następnie absolutnie piękna piosenka Thru The Window Of My Mind, która mogłaby stać się przebojem, gdyby radia nie grały wyłącznie tandetnej sieczki. Na płycie mamy jeszcze ballady, gospel, krótko mówiąc wszystkiego po trochu i jeszcze więcej. Przyznam, że nie spodziewałem się aż takiego rozstrzału stylistycznego. Jednak to jest zaleta, a nie wada albumu. Kompozycje spaja bluesowy klimat nagrań i świetny głos Beth Hart. Słucha się tego naprawdę dobrze. Tym bardziej, że producentem jest Kevin Shirley, a to nazwisko nie wymaga rekomendacji (mogliby je wystawić m.in. Iron Maiden, Rush, Dream Theater, Led Zeppelin, HIM, Slayer, Aerosmith, Black Crowes, i oczywiście Joe Bonamassa). Porywająca, intymna płyta fantastycznej wokalistki.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: