MASTERSTROKE
Broken
2013
Fiński Masterstroke może i nie jest oryginalny (powszechnie zarzuca mu się kopiowanie szwedzkiego In Flames), ale łoi równo i tak wściekle, że nie ma co szukać dziury w całym. Albo ktoś lubi takie granie i wtedy nie narzeka, bo jest mocno i solidnie, albo nie lubi i wtedy wyszukuje kontrargumenty. Melodyjny speed metal z ciężkimi gitarami to nie wynalazek Szwedów ani tym bardziej Finów. Tak gra wiele kapel i tu nie ma niczego do odkrycia. Albo melodie są niezłe i porywają słuchacza, albo nijakie i wtedy zapominamy o słuchaniu. Masterstroke dali czadu na dobrej debiutanckiej płycie, potem było nieco gorzej, zaś albumem Broken ponownie wracają na właściwą ścieżkę, choć do ideału jeszcze dość daleko. Pierwszy numer The Eye najpierw zwodzi delikatnym wstępem, by po chwili porazić tempem i energią. Znakomity utwór. Chwilę potem rytmiczny i hitowy Seeds Of Chaos z wgniatającym gitarowym riffem i dwiema niezłymi solówkami. Dalej jest podobnie, ale już nie tak dobrze. To zresztą taka muzyka, że smakuje w pojedynczych nagraniach, natomiast w dawce albumowej nieco nuży, nawet jeśli brzmi w miarę nowocześnie. Dobrze, że nagrań jest tylko 8 i trwają 36 minut – tyle można wytrzymać, ale przydałoby się w tej muzyce trochę urozmaicenia. Same masywne riffy i zadziorny wokal nie wystarczą, jeśli kompozycjom brakuje wyrazistości. W sumie jednak warto wysłuchać Finów, bo album jest solidny i fanom death metalowych brzmień z odrobiną melodii powinien przypaść do gustu. Jest nieźle, a że mogło być lepiej – pewnie, że mogło, ale przecież nobody’s perfect….