REAL-VALLADOLID 4-3 Planowe zwycięstwo po wakacyjnej grze

   Real Madryt wygrał kolejny mecz ligowy, tym razem pokonując na Bernabéu będący ostatnio w niezłej formie Real Valladolid 4-3. Jak sugeruje wynik, obie drużyny nie martwiły się o obronę i grały na totalnym luzie. Bo też był to mecz o przysłowiową pietruszkę. W lidze już tylko takie spotkania zostały Realowi – mistrzem i tak będzie Barcelona, a Królewscy zajmą 2 miejsce. Tym większe brawa, że mimo to zawodnicy poważnie podchodzą do swoich obowiązków i grają, aby wygrać. Biała koszulka zobowiązuje. Szczerze mówiąc oglądając mecz miałem mieszane uczucia. Zaczęło się jak zwykle od straty bramki, i dopiero to obudziło grający niemrawo Real. Ale nie widziałem jakiegoś wielkiego tempa ani jakości w grze drużyny. Panowie grali tak, jakby bramki dla nich były oczywiste. Nie pomylili się, bo gole padły. Najpierw strzał Di Marii niefortunnie do własnej bramki skierował Marc Valiente, chwilę później główka Cristiano Ronaldo, i gdy wydawało się, że mimo słabej gry Real panuje nad meczem, wyrównujący gol Guerry ponownie uciszył Bernabéu. Zaraz po przerwie strzelił Kaká i przez 20 minut znów było nudno. Czwarty gol w 70 minucie (znowu główka CR7) zamknąłby temat, gdyby nie fantastyczne uderzenie Lluísa Sastrena 4-3 tuż przed końcem spotkania. Potem były niepotrzebne nerwy i rozpaczliwe wybicia Królewskich, które nie przystoją na własnym terenie. Wycofywanie piłki po rzucie rożnym do własnego bramkarza jest żenującym zachowaniem i słusznie zostało wygwizdane przez publiczność. Tak nie wypada grać. Real wygrał, ale o stylu lepiej zapomnieć. Albo inaczej: nie było żadnego stylu. Jeden samobój, dwa gole po stałych fragmentach i tylko jeden z akcji.
   Dużo się ostatnio mówi o prawdopodobnym odejściu Jose Mourinho. Chociaż nie jestem fanem takiego rozwiązania, a tym bardziej zatrudniania w jego miejsce Ancelottiego (kilka razy miałem nieprzyjemność widzieć w tym sezonie grę jego PSG), ale będę trzymał kciuki, żeby nowy trener zaszczepił Madrytczykom radość z gry. Chciałbym, by Real miał swój własny styl, a nie oddawał pole przeciwnikowi i tylko liczył na kontry (które w tym sezonie rzadko wychodzą). Nieumiejętność prowadzenia gry i liczenie na długie wykopy od bramkarza to największe błędy Królewskich 2012/2013. Zupełnie jakby milionerzy nie wierzyli we własne umiejętności, nie umieli rozegrać piłki, nie potrafili ustawiać się na boisku i inicjować akcji. Jednak mecz został wygrany więc skończę narzekanie na styl. Tym bardziej, że mimo średniej skuteczności po stronie trafień zbliżamy się do liczby 100 – brakuje 11 bramek w 4 spotkaniach. Oby nie zabrakło chęci…
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: