STRATOVARIUS
Nemesis
2013
Grający symfoniczny rock Stratovarius (co innego można grać mając taką nazwę?) właśnie wydał swój 14 studyjny album, tym razem wyjątkowo dopieszczony. Wokalista Timo Kotipelto swoje partie rejestrował przez trzy tygodnie: „Nagranie tego albumu było łatwiejsze, bo mogliśmy na to poświęcić tyle czasu, ile potrzebowaliśmy”. Z kolei Matias Kupiainen, gitarzysta zespołu wspomina: „Spędziłem w studiu cztery miesiące, skupiając się na każdym szczególe. Jestem bardzo zadowolony z tego, co nam się udało osiągnąć”. Trudno się temu dziwić. Istniejący od prawie 30 lat fińscy wymiatacze nagrali dobry, dynamiczny album, na którym odpowiednio wyważono proporcje (chóry i elementy orkiestrowe nie dominują, zostawiając miejsce dla gitar i równo pracującej sekcji), a nowy perkusista doskonale wpasował się w styl grupy (notabene w dzisiejszym składzie Stratovarius nie ma już żadnego z jej założycieli). Te najlepsze kompozycje zgromadzono w pierwszej części wydawnictwa. Już sam początek zdradza dobrą formę muzyków. Abandon to mocny i czadowy numer, z melodyjnym refrenem i wściekłą solówką gitarową na deser. Jeszcze lepszy (cztaj: bardziej radiowy) jest drugi, singlowy utwór Unbreakable. Wprawdzie nie tak szybki jak jego poprzednik, ale to przecież nie żaden wyścig. Tutaj rządzi melodia, jak zresztą na całym krążku. Stratovarius umiejętnie ją wplata we wszystkie kawałki, nawet te z piekła rodem jak przesiąknięty elektroniką Halcyon Days czy ujmujący rockową przebojowością Fantasy. Ten ostatni uważam za najlepszy w całym zestawie, a przynajmniej o największym radiowym potencjale. Nieźle jest też w 7-minutowym Out Of The Fog. Chóry, gitarowe szarże, tempo – to taki Nemesis w pigułce. Pozostałe nagrania są utrzymane w podobnym tempie i klimacie, ale nie umywają się do wymienionych. Chyba że ktoś lubi symfoniczne ballady, to też jest tu jedna pod koniec: If The Story Is Over. Ale zapewniam, że the story is not over i o Finach na pewno jeszcze usłyszymy.