ENFORCER
Death By Fire
2013
Na początku lutego ukazał się trzeci album speedmetalowej grupy Enforcer. Zawsze twierdziłem, że granie rocka to nie wyścig Formuły 1 i nie ma się dokąd spieszyć, ale trudno nie dać się zahipnotyzować muzyce Szwedów. Chociaż na chwilę. Pamiętacie początki Metalliki czy Iron Maiden? Może nie grali tak szybko jak Enforcer, ale to podobne klimaty. Zresztą muzycy celowo kultywują i wskrzeszają czasy NWOBHM (New Wave Of British Heavy Metal), kiedy rządziły nowe, nie tylko zresztą angielskie zespoły pokroju Iron Maiden, Pretty Maids, Exciter, Manowar, Anvil czy Running Wild.
Na Death By Fire nie ma nawet chwili wytchnienia. Galopująca perkusja, pulsujący bas, wysoki, piejący wokal i przede wszystkim świetne riffy atakują nas w każdej z 8 kompozycji. Płytę promuje utwór Mesmerized By Fire. „W przeciągu czterech minut tego kawałka uchwyciliśmy wszystkie cechy naszego nowego albumu. Oto szaleństwo i siła połączona z melodyjnością i odrobiną melancholii”, mówi Olof Wikstrand, wokalista i gitarzysta Enforcer. Nic dodać, nic ująć. Jeśli komuś podejdzie singel, zakocha się w całej płycie. Jeśli nie – może spokojnie odpuścić. Trzeba dodać, że całość jest znakomicie wyprodukowana, świetnie brzmi i przede wszystkim nie męczy, jak wiele innych thrashowych kapel. To zasługa dużej dawki melodii w podobnych do siebie kompozycjach oraz muzycznej wirtuozerii kwartetu z Arviki. Czas przy Death By Fire mija niezwykle szybko, wszak album trwa jedynie 35 minut. To także zabieg celowy. „To idealny czas, bo udaje nam się utrzymać zainteresowania słuchacza przez cały materiał. Odbiorca ma chcieć nas jeszcze więcej!”. Olof ma rację. Po zakończeniu płyty człowiek chce więcej, ale na razie tyle musi wystarczyć. Do następnej płyty.