VOIVOD
Target Earth
2013
Nowy album świętującej właśnie 30-lecie istnienia grupy Voivod to dla mnie swoisty fenomen – rzadko zdarza mi się usłyszeć płytę rockową bez jednej dobrej kompozycji. Kanadyjscy weterani metalu nagrali muzykę, która zupełnie do mnie nie trafia i nawet trudno mi ją skomentować. To będzie chyba moja najkrótsza recenzja, bo nie mam o czym pisać. To fakt, że nigdy nie byłem ich fanem, ale to nie ma znaczenia – album Katorz z 2006 roku był świetny (jak na Voivod), następny Infini też niczego sobie. To były ostatnie nagrania stworzone przez współtwórcę grupy, nieodżałowanego gitarzystę Dennisa D’Amoura „Piggy’ego”, który zmarł w sierpniu 2005. Może bez niego muzycy stracili wenę? Tak czy inaczej zupełnie mi nie podchodzi nowa propozycja grupy. Być może będę odosobniony w mojej opinii, ale trudno. Próbowałem znaleźć coś na obronę tych nijakich, bezpłciowych i pokręconych kompozycji, ale nie udało mi się. Zawsze ceniłem melodie – tu ich w ogóle nie ma. Jest bezsensowne łojenie, bez ładu i składu. Co z tego, że Daniel Mongrain dobrze zastąpił Piggy’ego (w sensie technicznym), skoro nic we łbie nie zostaje z tej muzyki. Jakby jej w ogóle nie było. Doskonale pasuje do niej okładka albumu – spróbujcie odczytać nazwę zespołu. Dokładnie tak samo brzmią utwory – jakby ktoś je celowo postrzępił. Z ciekawością przeczytam inne recenzje, zachwalające tę płytę. Ja zdecydowanie odradzam. Szkoda każdej minuty.