SWANS The Seer

Swans Seer recenzjaSWANS
The Seer
2012

altaltaltaltalt

Na temat muzyki postpunkowego Swans wypowiadają się zwykle fanatycy tej amerykańskiej grupy. Reszta, do której Michael Gira i spółka nie trafiają ze swoimi dokonaniami, litościwie milczy. Tak samo jest w przypadku 12 płyty zespołu The Seer. Konia z rzędem temu, kto znajdzie niepochlebną recenzję. Autor byłby posądzony o brak edukacji muzycznej, niezrozumienie, itd. Recenzenci padają na kolana, zaś komenatrze słuchaczy – to już zupełnie inna sprawa. Są szczere i czasem bezlitosne. Zwykłym ludziom wytwórnie nie rozdają płyt i nie wymagają od nich samych pochlebstw.
   Swans to bardzo trudny w odbiorze zespół. Jak ktoś go nie zna, niech nawet nie próbuje włączać najnowszej płyty. Będzie to dla niego nieznośna kakofonia, chaotyczny zlepek monotonnych dźwięków (utwór tytułowy trwa ponad 30 minut). „Głównym celem jest ekstaza, ale nie mam zamiaru robić słodkiego popu. Chcę stworzyć coś całkowicie bezkompromisowego: najlepszą możliwą muzykę”, przyznał w jednym z ostatnich wywiadów lider i założyciel Swans, Michael Gira. Drugim filarem grupy była wokalistka Jarboe, życiowa partnerka Giry. Po rozpadzie ich związku zespół został rozwiązany w 1997 roku. Reaktywacja w zmienionym składzie nastąpiła 13 lat później, a The Seer to drugi album nowego Swans, będący swoistym rozrachunkiem z przeszlością. Zespół zawsze eksperymentował z dźwiękiem poszukując nowych form muzycznych i nigdy nie dawał się jednoznacznie sklasyfikować. Dwugodzinny The Seer spodoba się fanom grupy, ale raczej nikomu więcej. Cieszy powrót Jarboe, której wokalizy ozdabiają niezły The Seer Returns oraz pokręcony, transowy 19-minutowy A Piece Of The Sky, z kolei piękną i delikatną balladę Song For A Warrior śpiewa Karen O z Yeah Yeah Yeahs. Ale i tak osią wydawnictwa są rozbudowane, rozciągnięte do granic możliwości kompozycje The Seer (32 mniuty) i The Apostate (23). Gdzieś wyczytałem o wymykającej się schematom muzyce poszukującej absolutu... No cóż… Chyba Michael Gira jeszcze długo będzie tego absolutu poszukiwał, jeśli zamierza dalej zanudzać słuchaczy takimi dźwiękami. Ja tego nie kupuję. Nie klęknę przed Swans. Zrobiłem to 25 lat temu przy okazji skupionej na religii płyty Children Of God – to do dzisiaj największe osiągnięcie grupy. Surowe, mroczne, ciężkie brzmienie, jednocześnie pełne piękna i subtelności. Wtedy Michael Gira nie grał jednego akordu przez pół godziny nazywając to sztuką. No i obok była Jarboe.
   Podsumowując powiem tak: pojęcie sztuki jest bardzo względne. Mógłbym odciąć gałąź drzewa i postawić na odpowiednej wystawie, a znajdą się ludzie, dla których to będzie dzieło i nawet potrafią je odpowiednio zinterpretować. Ja widocznie rozumiem muzykę jako sztukę zupełnie inaczej niż lider Swans. Potrzebuję melodii, a nie hipnotycznych powtórzeń z zapętloną rzężącą gitarą. Może na koncertach to brzmi lepiej (jest inna atmosfera sprzyjająca wszelkim improwizacjom), ale na albumie już nie. Jeśli ktoś tu słyszy potęgę i moc – gratuluję i zazdroszczę. Ja słyszę głównie chaos i nijakość (mówię o dwóch najdłuższych utworach, bo te krótsze na ogół dają radę). Jak ktoś gdzieś trafnie zauważył „jakby Gira jechał w pociągu na haju”. Ja wysiadam z tego pociągu. Zawsze mogę sięgnąć po Dzieci Boga, które od ponad 20 lat stoją na mojej półce.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: