
Remisem 1-1 zakończyło się spotkanie Realu z Barceloną na Bernabéu w półfinale Pucharu Króla. Rewanż za miesiąc. Na ten wynik można patrzeć dwojako. Remis na własnym stadionie to jak porażka, ale remis z kosmiczną w tym sezonie Barceloną, która wyprzedza Real w lidze aż o 15 punktów, to już prawie zwycięstwo. Tym bardziej, że Real był
mocno okaleczony – nie mogło zagrać pięciu podstawowych zawodników (Casillas, Ramos, Pepe, Coentr?o, Di María). Spotaknie mogło się podobać – było emocjonujące i rozgrywane w niezłym tempie. Poza krótkimi momentami odpoczynku Real naciskał rywala i nie pozwalał mu rozwinąć skrzydeł.
Frajerska bramka na moment zdezorganizowała Królewskich, ale wrócili do gry i stwarzali dobre sytuacje. Bramkę na wagę remisu nieoczekiwanie strzelił
obrońca Varane, świetny 19-latek wypatrzony przez Zidane’a. Warto dodać, że wcześniej wybił piłkę z pustej bramki, więc jest absolutnym bohaterem meczu. Wynik jest
sprawiedliwy – obie drużyny miały swoje szanse. Rozpędzona w lidze Barcelona zagrała dość zachowawczo, duża w tym zasługa dobrego ustawienia Realu w obronie. Z kolei Królewscy zaprezentowali się godnie. Może bez wielkiego błysku, bo było trochę niedokładności i kulała skuteczność w ataku, ale zaangażowania nie można im odmówić. Nie zmienia to faktu, że remis na wyjeździe stawia Barcelonę w roli zdecydowanego faworyta. Aby myśleć o awansie, na Camp Nou Real musi zagrać znacznie lepiej niż w Madrycie. A przede wszystkim efektywniej. Warto odnotować
debiut w bramce Los Blancos kupionego kilka dni temu
Diego Lópeza, który rozegrał poprawne, choć nie porywające zawody.