MAJESTY Thunder Rider

Majesty Thunder Rider recenzjaMAJESTY
Thunder Rider
2013

altaltaltaltalt

Jeszcze nie zdążyłem przywyknąć do pisania nowej daty, a już recenzuję krążek, który ukazał się w 2013 roku! Majesty to niemiecki zespół heavymetalowy, który powstał w 1997 roku. Muzycy kilka lat temu zmienili nazwę na Metalforce, ale niedawno reaktywowali się pod starym szyldem.
„To początek nowej ery dla Majesty, zaś Thunder Rider to potężny kopniak w tyłek wszystkim, którzy wątpili w Majesty i naszą wolę zwyciężania”, powiedział wokalista Tarek Maghary. To lekki brak konsekwencji, bo przecież wcześniej mówił, że pod nazwą Majesty już wszystko osiągnął, tymczasem jako Metalforce wydał raptem jedną płytę. Jak więc zaczyna się ta „nowa era” Majesty? Cieniutko. Patenty te same co na poprzednich albumach, ale kompozycje (z których trudno jakąś zapamiętać) zupełnie bez wyrazu. Ja polubiłem Make Some Noise (no właśnie – let’s! gdzie ten noise?) albo Young And Free, ewentualnie przesiąkniętą patosem balladę Asteria, ale to wszystko tak trochę na siłę. Zespół dalej gra swoje (chociaż nie do końca swoje, bo - podobnie jak w przeszłości, skojarzenia z amerykańską kapelą Manowar są oczywiste – podobna struktura i tematyka utworów) i starym fanom może się to spodobać, ale brak świeżych pomysłów robi z tej płyty nieco odgrzewanego kotleta. To ciągle smaczny kotlet (choć bardzo mu daleko do wykwintnego aromatu np. Sword & Sorcery z 2004 roku), ale wszystko już wcześniej było i do tego zagrane znacznie lepiej. Thunder Rider to przyzwoite, ale dość przeciętne wydawnictwo. Czyżby więc lider zespołu miał rację? Pod nazwą Majesty już wszystko osiągnął? Aby to jednoznacznie stwierdzić, trzeba poczekać na kolejny krążek. Pod jaką nazwą tym razem?
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: