SINEAD O’CONNOR
How About I Be Me (And You Be You)?
2012
Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałem Sinéad O’Connor to aż usiadłem z wrażenia. Ale to było 25 lat temu na znakomitej, debiutanckiej płycie The Lion And The Cobra. Jej wokal w otwierającym całość dwuminutowym utworze Jackie krył w sobie więcej emocji, niż można znaleźć na jej całych późniejszych albumach. Nie będę głęboko analizował drogi życiowej artystki, która była wyjątkowo kręta. Przez lata Irlandka była częstym gościem serwisów plotkarskich (liczne śluby, rozwody, biseksualne deklaracje, depresje, myśli samobójcze, itd.), a zamiast muzyką szokowała swoimi wypowiedziami i zachowaniem (podarcie zdjęcia papieża Jana Pawła II). Może dlatego, że właściwie poza genialnym debiutem nie nagrała dobrej płyty. Na jej kolejnych albumach były niezłe momenty i nawet spore hity (Nothing Compares To You, Fire On Babylon), ale całościowo nie dały się słuchać. Chyba, że ktoś gustuje w tradycyjnych pieśniach irlandzkich i podobnych klimatach. Z muzyką rockową nie miało to wiele wspólnego. Mimo zapewnień o zakończeniu kariery Sinéad właśnie powróciła z nową płytą. Gdy po otwierającym ją nudnym reggae 4th & Vine usłyszałem piękną balladę Reason With Me, ożyły moje nadzieje, że może coś się zmieniło i będzie więcej takiej muzyki. Niestety, to jedyna perełka pośród bezbarwnych kompozycji mocno przesiąkniętych celtyckim folkiem. Głos O’Connor momentami brzmi ekspresyjnie i dynamicznie, ale to i tak niewiele zmienia, bo utwory są do siebie bardzo podobne i o każdym z nich zapominałem, zanim do końca wybrzmiał. Mógłbym pisać, że piosenki są ładne, refleksyjne, emocjonalne, dojrzałe (co to w ogóle znaczy?), ale nie oszukujmy się – są mdłe i kompletnie nijakie. Dziękuję za taką Sinéad. Niby jest lepiej niż na paru poprzednich płytach, ale nadal słabo i nudno. Nie oczekiwałem młodzieńczej werwy z The Lion And The Cobra, ale mogłoby być przynajmniej coś, co mnie wybudzi ze snu. Albo chociaż pomysł na dobrą melodię. Niczego takiego nie ma. Jedna ładna piosenka (akurat na jedną gwiazdkę), ze dwie średnie, reszta niewarta wspomnienia. Tym, którym się podoba śpiew pani O’Connor na tym albumie, proponuję sięgnąć po Jackie, Troy czy Drink Before The War z debiutu. Celowo nie wchodzę w warstwę liryczną, bo zawsze większą wagę przywiązuję do muzyki. Jeśli teksty są ważniejsze – proponuję wydawać tomiki z poezją, zamiast robić nadzieję na muzyczną ucztę. Uczta była 25 lat temu, teraz na stole zostały tylko resztki.