Kończy się rok 2012, wypada więc krótko podsumować, jakie były te minione 12 miesięcy dla Realu Madryt. Szeroko komentowane wydarzenia ostatnich tygodni i słabsza ostatnio forma drużyny (o czym na końcu) nie powinny przesłaniać tego, co drużyna osiągnęła w całym 2012 roku. A jest się czym pochwalić, dla Madrytu był to bowiem rok wyjątkowy. Real wygrał najtrudniejszą ligę na Ziemi przełamując trzyletnią dominację najlepszej w historii Barcelony, podziwianej i oklaskiwanej przez cały świat. Moda na Barcelonę dalej trwa, ale to Real 13 maja 2012 po raz 32 wzniósł puchar za wygranie Primera División. Byłem tam, widziałem i przeżywałem razem z chłopakami. Również następnego dnia, gdy cała drużyna w samo południe modliła się i dziękowała Bogu w katedrze Almudena. Liczyło się nie tylko samo wygranie ligi, lecz przede wszystkim styl zaprezentowany przez Królewskich, jakiego nie widziano tu od dawna. Real zdominował krajowe rozgrywki w stopniu niespotykanym nie tylko w lidze hiszpańskiej, ale także w żadnej z najważniejszych lig europejskich, bijąc niemal wszelkie możliwe rekordy (w sumie aż 9 – pisałem o tym w lipcu, szczegóły można przeczytać tutaj). W Lidze Mistrzów finał był bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Odpadnięcie w półfinale po serii rzutów karnych ujmy nie przynosi, chociaż trzeba przyznać, że Królewscy wykonywali je wyjątkowo słabo, a „kosmiczny” strzał Ramosa przeszedł do historii. Warto jednak pamiętać, że wygranie ligi hiszpańskiej – choć mniej prestiżowe, jest dużo trudniejsze niż triumf w Champions League, gdzie często decyduje dyspozycja dnia, a nie równa forma w całych rozgrywkach.
Jeśli ktoś nadal nie wierzył (byli tacy, zwłaszcza w Katalonii), że to Real jest obecnie najlepszy w Hiszpanii, Królewscy udowodnili to ponownie pod koniec sierpnia, pokonując Barcelonę i zdobywając krajowy Superpuchar. Drogę do kolejnych zdobyczy otwiera dopiero wygranie Ligi Mistrzów, więc z tym trzeba poczekać. Zważywszy jednak, że przed przybyciem José Mourinho przez trzy lata zespół nie zdobył żadnego trofeum, wynik z roku 2012 należy uznać za znakomity i nie zmieni tego słaby początek obecnego sezonu.
Rozgrywki 2012/2013 Real rozpoczął w kiepskim stylu. W sprawnie działającej maszynie coś się zacięło. Strata przed półmetkiem aż 18 punktów (czyli więcej niż w całym sezonie 2011/2012), która zbiegła się z rekordową passą wygranych Barcelony (najlepszy start w historii ligi), spowodowała chaos i nerwowość. Obrona tytułu w Hiszpanii jest praktycznie niemożliwa, ale Real nadal walczy w pozostałych rozgrywkach. Odrobienie strat w Pucharze Króla po wstydliwej porażce w Vigo, jak również wyeliminowanie Manchesteru United w 1/8 Ligi Mistrzów, jest w zasięgu Królewskich. Ale pod jednym warunkiem – atmosfera wokół drużyny musi się uspokoić, a Real zacząć grać na poziomie z ubiegłego sezonu. Na razie drużyna przeżywa ciężkie chwile i nie gra dobrze. W kiepskim stylu kończy wspaniały rok 2012 – rok powrotu do wygrywania kolejnych trofeów. Liczę (i życzę), że rok 2013 przyniesie kolejne puchary.
Na koniec kilka słów o kontrowersjach, jakie są wokół drużyny w ostatnich dniach. Czytanie tych wszystkich bzdur, które pojawiają się w prasie, nie ma większego sensu. Kryzys formy Realu wykorzystują niechętni mu dziennikarze, z Diego Torresem na czele, który kopie dołki pod Mourinho od pierwszego dnia, gdy ten pojawił się na Bernabéu. Zresztą nie tylko dzienniki katalońskie podają kolejne wyssane z palca rewelacje, wrogo nastawione media są również w Madrycie i dla nich kiepskie wyniki Królewskich to manna z nieba. Mourinho odejdzie już teraz czy po sezonie? Co za idiotyczne dywagacje! Facet ma ważny kontrakt i nigdzie się nie wybiera. A nawet gdyby, to nikt się o tym nie dowie i nie zawistni pismacy o tym zadecydują. To samo dotyczy Cristiano Ronaldo. Nieszczęśliwy, niedoceniony, nielubiany – ile można czytać takie bzdety! Póki co facet gra i strzela jak nikt inny w tej drużynie. Jeśli odejdzie, to też nie będzie o tym wcześniej opowiadał. Wątpię, by w innej drużynie miał okazję tak błyszczeć i strzelać tyle co w Realu. On sam dobrze o tym wie. Gdyby wierzyć w to, co piszą, Mourinho powinien był już dawno odejść, a Cristiano grałby już w kilku innych klubach. Nadwornym tematem jest kryzys w szatni. O tym słyszałem już kilka razy w zeszłym roku, teraz po problemach z Ramosem pojawił się temat Casillasa, który nie wystąpił w ostatnim meczu ligowym. To kolejny dobry powód do nagonki na Mourinho – bo jak on śmiał posadzić gwiazdora na ławce? Otóż chyba to trener ustala skład i nie musi każdemu zawodnikowi tłumaczyć, dlaczego nie gra. Największe gwiazdy siadały na ławce, z wielkim Raúlem na czele. Każdy zawodnik ma pracować tak, by być w optymalnej formie, a czy zagra – decyduje trener i tylko on. Czy dziennikarze piszący te bzdury o tym nie wiedzą? Wiedzą doskonale. Chodzi o spotęgowanie konfliktu i zaszkodzenie Realowi. Dlatego należy cierpliwie czekać, bo i trener, i zarząd klubu, i sami piłkarze wiedzą najlepiej, że nie jest dobrze i trzeba coś z tym zrobić. Czy Real będzie miał trenera lepszego od Mourinho? Na rynku nie ma nikogo takiego. Nawet jeśli, to następca dostanie gotową drużynę, którą Portugalczyk wydobył z europejskiego niebytu i przełamał hegemonię Barcelony. Ale to klub się liczy. Szkoleniowca można wymienić, lecz także gwiazdorzy są do wymiany, jeśli okazują się zbyt wielcy, by z pokorą uszanować decyzje trenera. I Casillas, i Ramos, i wszyscy inni zawodnicy powinni o tym pamiętać. Real kilka lat temu miał w swoim składzie gwiazdy znacznie większe niż obecnie. Jeśli ktoś nie pamięta, to przypomnę, że obok siebie grali Figo, Ronaldo, Zidane, Beckham i Raúl, nie wspominając o Owenie, Carlosie czy Casillasie. I ta kosmiczna ekipa nie potrafiła niczego wygrać! Trzy lata bez żadnego tytułu – a wtedy jeszcze nie było wielkiej Barcelony. Real nie wygrywał, bo nie miał dobrego trenera, który by potrafił zapanować nad tyloma indywidualnościami. Zmienił to dopiero Fabio Capello w 2007 roku, którego i tak zwolniono mimo wygrania ligi, bo drużyna rzekomo nie grała ładnie. Ale to tylko pokazuje, jakie znaczenie ma trener. Trzymajmy więc kciuki za Mourinho, aby zażegnał wszelkie konflikty (jeśli takowe są – bo przecież w każdej plotce jest ziarnko prawdy) i ponownie zaszczepił drużynie moralność zwycięzców. A jeśli się komuś w Realu nie podoba, bo czuje się zbyt ważny – niech zmyka z największej drużyny w historii futbolu do średniej ekipy, która chwilowo jest na topie z powodu bogatego inwestora. PSG czy City mogą mieć wielkie pieniądze, ale nie kupią sławy i legendy Realu. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nie jest godny nosić białej koszulki.
Jeśli ktoś nadal nie wierzył (byli tacy, zwłaszcza w Katalonii), że to Real jest obecnie najlepszy w Hiszpanii, Królewscy udowodnili to ponownie pod koniec sierpnia, pokonując Barcelonę i zdobywając krajowy Superpuchar. Drogę do kolejnych zdobyczy otwiera dopiero wygranie Ligi Mistrzów, więc z tym trzeba poczekać. Zważywszy jednak, że przed przybyciem José Mourinho przez trzy lata zespół nie zdobył żadnego trofeum, wynik z roku 2012 należy uznać za znakomity i nie zmieni tego słaby początek obecnego sezonu.
Rozgrywki 2012/2013 Real rozpoczął w kiepskim stylu. W sprawnie działającej maszynie coś się zacięło. Strata przed półmetkiem aż 18 punktów (czyli więcej niż w całym sezonie 2011/2012), która zbiegła się z rekordową passą wygranych Barcelony (najlepszy start w historii ligi), spowodowała chaos i nerwowość. Obrona tytułu w Hiszpanii jest praktycznie niemożliwa, ale Real nadal walczy w pozostałych rozgrywkach. Odrobienie strat w Pucharze Króla po wstydliwej porażce w Vigo, jak również wyeliminowanie Manchesteru United w 1/8 Ligi Mistrzów, jest w zasięgu Królewskich. Ale pod jednym warunkiem – atmosfera wokół drużyny musi się uspokoić, a Real zacząć grać na poziomie z ubiegłego sezonu. Na razie drużyna przeżywa ciężkie chwile i nie gra dobrze. W kiepskim stylu kończy wspaniały rok 2012 – rok powrotu do wygrywania kolejnych trofeów. Liczę (i życzę), że rok 2013 przyniesie kolejne puchary.
Na koniec kilka słów o kontrowersjach, jakie są wokół drużyny w ostatnich dniach. Czytanie tych wszystkich bzdur, które pojawiają się w prasie, nie ma większego sensu. Kryzys formy Realu wykorzystują niechętni mu dziennikarze, z Diego Torresem na czele, który kopie dołki pod Mourinho od pierwszego dnia, gdy ten pojawił się na Bernabéu. Zresztą nie tylko dzienniki katalońskie podają kolejne wyssane z palca rewelacje, wrogo nastawione media są również w Madrycie i dla nich kiepskie wyniki Królewskich to manna z nieba. Mourinho odejdzie już teraz czy po sezonie? Co za idiotyczne dywagacje! Facet ma ważny kontrakt i nigdzie się nie wybiera. A nawet gdyby, to nikt się o tym nie dowie i nie zawistni pismacy o tym zadecydują. To samo dotyczy Cristiano Ronaldo. Nieszczęśliwy, niedoceniony, nielubiany – ile można czytać takie bzdety! Póki co facet gra i strzela jak nikt inny w tej drużynie. Jeśli odejdzie, to też nie będzie o tym wcześniej opowiadał. Wątpię, by w innej drużynie miał okazję tak błyszczeć i strzelać tyle co w Realu. On sam dobrze o tym wie. Gdyby wierzyć w to, co piszą, Mourinho powinien był już dawno odejść, a Cristiano grałby już w kilku innych klubach. Nadwornym tematem jest kryzys w szatni. O tym słyszałem już kilka razy w zeszłym roku, teraz po problemach z Ramosem pojawił się temat Casillasa, który nie wystąpił w ostatnim meczu ligowym. To kolejny dobry powód do nagonki na Mourinho – bo jak on śmiał posadzić gwiazdora na ławce? Otóż chyba to trener ustala skład i nie musi każdemu zawodnikowi tłumaczyć, dlaczego nie gra. Największe gwiazdy siadały na ławce, z wielkim Raúlem na czele. Każdy zawodnik ma pracować tak, by być w optymalnej formie, a czy zagra – decyduje trener i tylko on. Czy dziennikarze piszący te bzdury o tym nie wiedzą? Wiedzą doskonale. Chodzi o spotęgowanie konfliktu i zaszkodzenie Realowi. Dlatego należy cierpliwie czekać, bo i trener, i zarząd klubu, i sami piłkarze wiedzą najlepiej, że nie jest dobrze i trzeba coś z tym zrobić. Czy Real będzie miał trenera lepszego od Mourinho? Na rynku nie ma nikogo takiego. Nawet jeśli, to następca dostanie gotową drużynę, którą Portugalczyk wydobył z europejskiego niebytu i przełamał hegemonię Barcelony. Ale to klub się liczy. Szkoleniowca można wymienić, lecz także gwiazdorzy są do wymiany, jeśli okazują się zbyt wielcy, by z pokorą uszanować decyzje trenera. I Casillas, i Ramos, i wszyscy inni zawodnicy powinni o tym pamiętać. Real kilka lat temu miał w swoim składzie gwiazdy znacznie większe niż obecnie. Jeśli ktoś nie pamięta, to przypomnę, że obok siebie grali Figo, Ronaldo, Zidane, Beckham i Raúl, nie wspominając o Owenie, Carlosie czy Casillasie. I ta kosmiczna ekipa nie potrafiła niczego wygrać! Trzy lata bez żadnego tytułu – a wtedy jeszcze nie było wielkiej Barcelony. Real nie wygrywał, bo nie miał dobrego trenera, który by potrafił zapanować nad tyloma indywidualnościami. Zmienił to dopiero Fabio Capello w 2007 roku, którego i tak zwolniono mimo wygrania ligi, bo drużyna rzekomo nie grała ładnie. Ale to tylko pokazuje, jakie znaczenie ma trener. Trzymajmy więc kciuki za Mourinho, aby zażegnał wszelkie konflikty (jeśli takowe są – bo przecież w każdej plotce jest ziarnko prawdy) i ponownie zaszczepił drużynie moralność zwycięzców. A jeśli się komuś w Realu nie podoba, bo czuje się zbyt ważny – niech zmyka z największej drużyny w historii futbolu do średniej ekipy, która chwilowo jest na topie z powodu bogatego inwestora. PSG czy City mogą mieć wielkie pieniądze, ale nie kupią sławy i legendy Realu. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nie jest godny nosić białej koszulki.